fbpx

Filmowe podsumowanie roku 2020

Filmowe podsumowanie ubiegłego roku było dla mnie nie lada wyzwaniem z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że pomysł na zrobienie tego zestawienia pojawił się dopiero w połowie grudnia i miałem niewiele czasu, aby nadrobić filmowe zaległości. A po drugie z powodu pandemii przemysł filmowy prawie całkowicie zamarł. Podobnie jak większość dziedzin naszego codziennego życia.

Ze względu na obecną sytuacje wziąłem pod uwagę jedynie filmy, które miały swoje premiery kinowe i na platformach streamingowych w Polsce w 2020 r. Dlatego w zestawieniu znajduje się dużo filmów, które co prawda miały swoje premiery w naszym kraju w 2020 r., ale ich data produkcji to rok 2019.

Ubiegły rok był dla kina bardzo trudny, dlatego wielu recenzentów zrezygnowało z podobnych podsumowań. Jednak był on również bardzo ciekawy, przynajmniej dla mnie. W ubiegłym roku do polskich kin trafiły najnowsze dzieła reżyserów, których sobie wyjątkowo cenię. Po pierwsze, dla mnie filmowe wydarzenie ostatnich kilku lat, czyli najnowszy film Terrenca Malicka „Ukryte życie”. Największy poeta kina po ostatnich dwóch słabszych filmach w końcu wrócił do formy. Po drugie niezawodny Clint Eastwood, któremu ostatnio przytrafiła się wpadka, w postaci odrobinę nudnego „Przemytnika”, ale tym razem już bez „potknięcia”. I w końcu Xavier Dolan, „złote dziecko” kinematografii. Na którego, każdy kolejny film czekam z wypiekami na twarzy. A po jego ostatnim, niezbyt udanym eksperymencie z kinem anglojęzycznym, moje oczekiwania jeszcze wzrosły. A i jeszcze reżyserski debiut na platformie Netflix jednego z najbardziej niezwykłych scenarzystów –Aarona Sorkina. Dlatego nie mogłem pozwolić sobie na odpuszczenie okazji do poniższego zestawienia.

Wybór trójki na podium w poniższym zestawieniu nie stanowił dla mnie problemu, ale już sama kolejność – jak najbardziej. Długo wahałem się, który film umieścić na pierwszy miejscu, ale ostatecznie zdecydowałem się na następującą kolejność. Serdecznie zachęcam do zapoznania się z moim filmowym podsumowaniem, tego dziwnego, 2020 roku. Może kogoś zainspiruje to do nadrobienia paru filmowych zaległości.

1. Babyteeth

Prawo Murphego i narkotyczny romans? – Recenzja filmu Babyteeth.

Australijska reżyserka Shannon Murphy, z twórczością której miałem okazję się spotkać po raz pierwszy, dopiero przy okazji tego filmu, w swoim najnowszym dziele bierze na warsztat temat dojrzewania. Co nowego można jeszcze dodać w tej kwestii? Przecież kino festiwalowe ostatnich lat rozebrało temat dorastania, niemalże na czynniki pierwsze. Wystarczy wspomnieć fenomenalny „Lady Bird”, „Moonlight” czy „Mój piękny syn”.

A jednak. To co pokazała w swoim filmie Australijska reżyserka dosłownie mnie powaliło.

Historia toczy się wokół młodej dziewczyny Milli, chorej na raka (w tej roli fantastyczna Eliza Scanlen) i jej fascynacji uzależnionym od narkotyków, drobnym dilerem Mosesem (Toby Wallace).

Opowiadana historia (nieuleczalna choroba, młodzieńcza miłość czy temat uzależnienia od narkotyków) nie jest największym atutem laureata ubiegłorocznego festiwalu Sundance. Ale sposób w jaki zostało to opowiedziane zrobiło na mnie „piorunujące” wrażenie. Na wyróżnienie zasługuje przede wszystkim brawurowa rola Elizy Scanlen. Aktorka wypada bardzo autentycznie i swobodnie. I niezależnie czy z ogoloną głową czy w kolejnej peruce przyciąga wzrok, za każdym razem kiedy pojawia się przed kamerą.

Sielankowy klimat (wakacyjnego romansu) kreowany przez reżyserkę za pomocą nieśpiesznego tempa, jasnych kadrów i niesamowitej muzyki (przemawiającej do mojej wrażliwości i sprawiającej, że nieraz niemalże rozpływałem się podczas seansu), kontrastuje z poruszanymi tematami. Dla mnie osobiście stanowi to dodatkowy atut. Jednak zdaję sobie sprawę, że nie każdemu coś takiego przypadnie do gustu. I może sprawić, że widz dozna swego rodzaju dysonansu poznawczego. Film podzielony jest na podrozdziały, o których widz informowany jest za pomocą pastelowych napisów. Co również stanowi ciekawy zabieg artystyczny.

Babyteeth jest kinem arthousowym najwyższej klasy, które idealnie wpasowało się w moją artystyczną wrażliwość. Jednak zdaję sobie sprawę, że nie jest to kino dla każdego. Czy ze względy na poruszane tematy czy dystopijny obraz rodziny. Przez większość seansu prześladowała mnie myśl, że brakuje mi filmów, które jednocześnie niosły by pozytywny przekaz, i były na podobnym poziomie artystycznym co „Babyteeth”. Czego sobie i wam życzę.

2. Ukryte życie

Terrence Malick w swoim najnowszym filmie powraca do tematu wojny, poruszanego już w „Cienkiej czerwonej linii”.

Czy powinniśmy obstawać twardo przy naszych przekonaniach, nawet gdy cały świat (łącznie z instytucją kościoła) przekonuje nas, że to co odrzucamy jest jedyną, słuszną drogą? A może w obliczu przekonujących argumentów pójść na pewne ustępstwa? „Przecież to tylko słowa. Nikt w to nie wierzy. Możesz w tym czasie myśleć co chcesz”. Przekonuje głównego bohatera, jeden z nazistowskich żołnierzy, do złożenia przysięgi Hitlerowi. Przecież jest to twój patriotyczny obowiązek aby walczyć za ojczyznę. Zdaje się krzyczeć cała rodzinna wioska. „Możesz przysłużyć się Rzeszy jako sanitariusz. Nie musisz robić niczego co będzie sprzeczne z twoimi przekonaniami”. Argument wydaje się słuszny. Przecież nic się nie stanie.

Dla mnie osobiście temat patriotyzmu zawsze był prosty. „Oni” byli źli, my dobrzy. Oni nastawali na naszą niepodległość my jej broniliśmy. Ale tam? W nazistowskich Niemczech i Austrii? Gdzie jest granica między patriotyzmem, a miłościom do drugiego człowieka? Czy czujesz się lepszy ode mnie? Dlaczego mnie osądzasz? Główny bohater Franz słyszy te pytania niemal na każdym kroku. Jeśli nawet nie wypowiedziane na głos to słyszalne w pogardliwych spojrzeniach. Czy z nami nie jest podobnie? Jeśli idziemy za tłumem to wszystko jest w porządku. Ale co jeśli pójdziemy pod prąd? Co jeśli podążając za własnymi przekonaniami i wartościami zakłócimy panujący porządek? A jeśli ktoś swoim prawym zachowaniem zakłuci spokój naszego sumienia? Czy nie odsuwamy go na bok? Czy nie uważamy za odmieńca? „Skazując” ją/jego na śmierć społeczną?

Malick po raz kolejny skupia się na dylematach moralnych z elementami moralizatorstwa. Od strony realizacyjnej również pozostaje wierny swojej wizji. Powolny, rozchybotany, ruch kamery prowadzonej z ręki, kwestie wypowiadane z offu i szerokie kadry składają się na blisko trzygodzinny traktat filozoficzny. Szczególnie w dzisiejszych czasach realizowanie tego typu filmów zasługuje na uznanie. Głównie dlatego, że potrzeba nie lada odwagi żeby zdecydować się dzisiaj na taką formę wypowiedzi. Gdy świat coraz bardziej przyśpiesza Malick jeszcze bardziej zwalnia.

Malick po dwóch ostatnich filmach wrócił do formy prezentowanej w „Drzewie życia”. Jest to film o zaufaniu do Boga mimo ogromnych przeciwności. O niezłomnej wierze i podążaniu za swoimi wartościami wbrew wszystkiemu. Do końca.

Z pewnością nie jest to film dla każdego. Jest to ciężkie kino refleksyjne, filozoficzne, nad którym trzeba się trochę skupić, ale jeśli pozwolimy mu w pełni wybrzmieć to na pewno zostanie w nas na długo.

3. Jojo Rabit

Jeden z najciekawszych filmów ostatnich lat. Brawurowy komedio-dramat, utrzymany w slapstickowej stylistyce. Uważam, że mocno niedoceniony. Prawdopodobnie, przyczyną jest tematyka. No co ty? Komedia o dzieciaku z Hitlerjugend z wyimaginowanym przyjacielem Adolfem Hitlerem? (w tej roli sam reżyser – Taika Waititi). Słyszałem za każdym razem, gdy wspominałem znajomym o tym filmie. Faktycznie na pozór jest to głupawa komedyjka o dziesięcioletnim chłopcu, którego marzeniem jest tępić Żydów i w ten sposób przysłużyć się jego idolowi Adolfowi Hitlerowi. Jednak dla jednego z najbardziej kreatywnych reżyserów i scenarzystów ostatnich lat to tylko punkt wyjścia i pretekst do rozważań na temat stereotypów i lęków przed tym co nieznane. Widziane z perspektywy dziesięciolatka, (w tej roli rewelacyjny Roman Griffin Davis), realia Trzeciej Rzeszy w połączeniu z niecodzienną fantazją reżysera a zarazem scenarzysty tworzą nieodkrytą wcześniej rzeczywistość. Rzeczywistość, gdzie fikcja miesza się z realnymi wydarzeniami. Obóz przygotowawczy dla młodych nazistów, przypomina raczej wyjazd harcerzy. A temat wojny i nienawiści rasowej jest tematem błyskotliwych, a zarazem niepoprawnych politycznie żartów. Jednak lekkość dialogów i wyśmiewanie w większym stopniu ograniczenia umysłowego nazistów, w połączeniu dziecięcą naiwnością i fantazją, tworzy bardzo smaczny, filmowy koktajl. Można by wręcz powiedzieć, że koktajl mołotowa, który może powywracać nasze poukładane wcześniej przekonania. Podobnie jak przekonania młodego Jojo, który ku swojemu przerażeniu odkrywa młodą Żydówkę, ukrywającą się pod jego własnym dachem. I który to fakt zmusza go zrewidowania własnych poglądów.

Wisienką na torcie jest gra aktorska. Młodzi aktorzy wypadają fenomenalnie. Mimo, że dla wielu z nich był to debiut na wielkim ekranie. Aktorzy drugoplanowi Sam Rockwell oraz Scarlett Johansson również wzbijają się na wyżyny swoich aktorskich umiejętności. Szczególnie Johansson dla której ubiegły rok był niezwykle udany i która udowodniła, ze jest wszechstronna aktorką i doskonale odnajduje się zarówno w dramacie („Historia małżeńska”), jak i w konwencji komediowej.

Pomimo niepoprawnych politycznie żartów i slapstickowych gagów niewątpliwie jest to jedna z najlepszych komedii o przyjaźni i przekraczaniu własnych uprzedzeń. Przy której będziecie płakać nie tylko ze śmiechu.

4. Richard jewell

W najnowszym filmie Clint Eastwood prezentuje nam coś do czego przez lata nas już przyzwyczaił. Największym atutem jego najnowszego filmu jest opowiadana historia. 90-cio letni Kalifornijczyk opowiada, historię młodego, trochę nieprzystosowanego społecznie ochroniarza, oskarżonego o udział w zamachu terrorystycznym podczas Igrzysk Olimpijskich w Atlancie, w charakterystyczny dla siebie sposób. Bez „fajerwerków” i bez zbędnych udziwnień. Film stoi przede wszystkim ciekawą historią, dobrym scenariuszem i rewelacyjną grą aktorską. Sam Rockwell i Katy Bates, pokazują tutaj swoje najlepsze aktorskie oblicze. A Paul Walter Hauser udowadnia, zresztą nie pierwszy raz, że warto zwrócić uwagę na jego filmografię. Aż serce krwawi, że coraz mniej powstaje takich filmów, gdzie widz od początku, do końca wsiąka całkowicie w opowiadaną historię. Clint jest niczym gawędziarz, który pomimo podeszłego wieku, nie traci jasności umysłu. Jednocześni konsekwentnie wystrzega się pułapki powtarzalności. Chapeau bas. Polecam ten film każdemu.

Pozostałe filmy:

5. Naprzód

6. Dżentelmeni

7. Proces siódemki z Chicago

8. Mulan

9. Dolina Bogów

10. Monos oddział małp

Mateusz Łękawski
Mateusz Łękawski
Z wykształcenia ekonomista z zamiłowania poeta i krytyk filmowy. Pasjonat rozmów z drugim człowiekiem i X muzy. Autor bloga „Przemyślenia przy twarożku”. Na łamach LUX portalu postara się połączyć wiarę ze światem filmu. Mix nie zawsze oczywisty.

Przeczytaj również

Comments

Social media

Popularne