Pierwsze dwa tygodnie nowego roku za nami. I za nami też być może pierwsze porażki w noworocznych postanowieniach. Bo początek nowego roku to naturalna motywacja do tego, by gorsze nawyki zastąpić lepszymi, ale dla bardzo wielu osób to też motywacja mocno nietrwała. Słynna poranna szklanka wody z cytryną śni się już pewnie połowie społeczeństwa, a ile nowych diet, umiejętności do zdobycia, butów do biegania i internetowych wyzwań do podjęcia rozgościło się w naszym życiu na te kilka chwil, to wiedzą tylko słynne śledzące wszystkich i wszystko boty-agenci Facebooka.
Po co nam to? Te nawyki, zmiany, postanowienia?
Żeby znaleźć trochę więcej szczęścia, niż go było do tej pory.
Czy to działa? To zależy.
Bo jest takie jedno podejście do nawyków, które z fajerwerków postanowień noworocznych zostawia coś więcej niż tylko popiół i puste kartoniki do posprzątania. To podejście… ewangeliczne. Proste. Co mówi? Jedną, ważną rzecz: zanim podejmiesz kolejne postanowienie, zatrzymaj się na chwilę. Albo na dłuższą chwilę. Popatrz na swoje życie. I pomyśl.
Jaki nawyk w ostatnim roku szkodził Ci najbardziej?
Może było to chodzenie spać o wiele za późno. Może scrollowanie tablicy na Facebooku w nieskończoność. Może nieustanne śledzenie byłej dziewczyny na wszystkich jej profilach w mediach społecznościowych. Może cyniczne podejście do każdego dobra, które się wydarza w Twoim otoczeniu.
„Zwykłe” podejście do postanowień noworocznych wygląda tak: znajdź coś, co może pomóc Ci zmienić życie na lepsze. Więcej ruchu, dobra dieta czy ta osławiona woda z cytryną. Zrobisz krok w kierunku lepszego życia. Mała zmiana, a da Ci dużo.
Ewangeliczne podejście do życia wygląda inaczej. Znajdź coś, co zmienia Ci życie na gorsze. A potem spróbuj ten zły nawyk zastąpić dobrym. Nie odrzucaj go i nie zostawiaj po nim pustki. I nie wybieraj nic dużego. Wybierz coś zamiast, zrób mały krok, malutki. On i tak nie będzie łatwy, ale naprawdę będzie warto.
Będzie warto, bo tym, co zabiera nam szczęście, spokój serca, radość i dobre nastawienie do życia, jest grzech. Tak rzadko nazywany teraz po imieniu. A jego konsekwencje traktujemy najczęściej jak niezawinione trudności i mówimy o tym, jak bardzo życie nas rani, jak ranią nas relacje, jak rani nas niesprawiedliwość społeczna. „Dziś już mówi się tylko o zranieniach. Wszyscy są zranieni, ale nikt nie jest grzesznikiem. Nie uznajemy już, że u źródeł wszystkich naszych nieszczęść jest wypowiedzenie posłuszeństwa Bogu” – to kardynał Sarah. A przecież to wypowiedzenie posłuszeństwa Bogu nie musi się dziać w rzeczach ogromnych.
I zazwyczaj dzieje się w drobiazgach. W nawykach. W raniących przyzwyczajeniach. W czasie pracy kradzionym po cichu na odpisywanie na Messengerze. W zawalaniu tego, co do zrobienia, bo jest nowy serial.
Te wszystkie sprawy, do których z nawyku kiepsko się przywiązaliśmy, obiektywnie wcale nie muszą być złe. Po prostu w tym układzie, w którym z nimi utknęliśmy, zaczynają nas przeciągać na złą stronę. Lekkie, powszednie, mało groźne na pierwszy rzut oka. Ale na setny – zabierają nam radość życia. I rosną. Dominują. Zaczynają nami kierować. Sprawiają, że czujemy się niekompletni, mniej warci, gdy sobie odmówimy tego, co przecież – robione wciąż i wciąż – coraz bardziej nas przytłacza.
Coraz bardziej oddala nas od Boga, mówiąc wprost. Zajmuje Jego miejsce. Nie w teorii, w codziennej praktyce życia. Cichaczem wpycha się na sam początek listy najważniejszych spraw – i delikatnie, dyskretnie przejmuje stery. Przywiązuje nas do siebie w nieuporządkowany sposób.
Więc może to ten rok, w którym zamiast kolejnego kursu języka obcego postanowisz zrezygnować z pielęgnowania jakiegoś starego zranienia i po prostu wybaczysz sobie i temu, kto cię zranił. Może to ten rok, w którym zamiast spędzać godzinę na messengerowych rozmowach o niczym, poświęcisz z tej godziny kwadrans na czytanie Pisma Świętego. Może to ten rok, w którym zamiast nowej diety przestaniesz żywić się śmieciowymi newsami, które poza pogłębianiem smutku i poczucia zagubienia nie dają Ci nic dobrego.
Może to ten rok, w którym na dobre wyrzucisz z życia jeden grzeszny nawyk, jak bardzo niewspółcześnie by to określenie nie zabrzmiało. Jeden stary, wrośnięty w Twoje życie nawyk, który regularnie oddala Cię od radości i lekkości serca.
Jaki będziesz, jaka będziesz w grudniu 2021, gdy teraz, w styczniu zamienisz ten nawyk na coś innego, dobrego?