Podobno pierwsze słowa, które autor kreśli w swojej książce, nadają charakter całemu dziełu. Przypuszczam, że tak właśnie jest z początkiem Ewangelii spisanej przez św. Mateusza: Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama (Mt 1,1). W tym jednym, niepozornym zdaniu zawiera się cała treść radosnego przesłania (gr. euangelion). Pozostała część Ewangelii Mateusza to już jedynie rozbudowany przypis do tej zasadniczej myśli.
Jezus, syn Dawida i syn Abrahama… Mnie osobiście od razu zaskoczyły tutaj dwie rzeczy. Po pierwsze, że synostwo Jezusa ma podwójny charakter – łączy się ono zarazem z ojcostwem Dawida, jak i Abrahama. Po drugie, dystans czasowy, jaki dzieli Jezusa i Dawida, to nie jedno czy dwa pokolenia, ale niemal tysiąc lat, a w przypadku Abrahama – to już drugie tyle! Żeby więc nie popaść w tani absurd, przyjrzyjmy się tej kwestii z nieco innej perspektywy, skupiając się na razie na samej postaci Abrahama.
Być może pamiętasz nauczanie św. Pawła z 4. rozdziału Listu do Rzymian na temat usprawiedliwienia. Paweł wyjaśnia tam między innymi, że potomkiem Abrahama jest nie tyle ten, kto pochodzi z jego rodu i został poddany obrzezaniu, lecz ten, który naśladuje wiarę Abrahama:
Wiara została wpisana Abrahamowi na rachunku po stronie sprawiedliwości. Za co mu została wpisana? Czy jako już obrzezanemu, czy jako jeszcze nieobrzezanemu? – Nie jako obrzezanemu, lecz jako nieobrzezanemu. A znak obrzezania przyjął jako pieczęć sprawiedliwości wiary, tej jeszcze w stanie nieobrzezania, aby był ojcem wszystkich wierzących nieobrzezanych, by również oni mieli wpisaną sprawiedliwość, oraz ojcem obrzezanych, którzy [mają wpisaną sprawiedliwość] nie na podstawie samego obrzezania, lecz którzy idą także śladami wiary naszego ojca Abrahama
(Rz 4,9b-12)
z czasu przed obrzezaniem.
Jeszcze inny przykład, tym razem z 8. rozdziału Ewangelii według św. Jana. Tu z kolei sam Jezus wyjaśnia Żydom, czyli potomkom Abrahama, że ten, kto żyje w grzechu, nie może o sobie powiedzieć „Jestem dziedzicem Abrahamowej obietnicy”. W ten sposób naśladuje on czyny diabła,
a w związku z tym staje się jego synem:
„Wiem, że jesteście potomstwem Abrahama; jednak chcecie mnie zabić, bo moje słowo w was nie wzrasta. Co zobaczyłem u Ojca, głoszę, a wy czynicie, co usłyszeliście od [waszego] ojca”. Na to Mu powiedzieli: „Abraham jest naszym ojcem!” A Jezus im rzekł: „Gdybyście byli dziećmi Abrahama, czyny Abrahama byście spełniali. A tymczasem chcecie mnie zabić jako człowieka, bo powiedziałem wam prawdę, którą usłyszałem od Ojca. Tego Abraham nie czynił. Wy spełniacie czyny waszego Ojca. (…) Wy macie diabła za ojca i wolicie spełniać pragnienia tego waszego ojca” .
(J 8,37-41a.44a)
Myślę, że ten szeroki kontekst biblijny dosyć wyraźnie pokazuje, iż synostwo, o którym mówi Mateusz, wcale nie musi być odczytywane dosłownie jako synostwo z ciała. Może tu chodzić właśnie o synostwo duchowe, związane z naśladowaniem czynów tego, do kogo chce się należeć. W wymiarze „wertykalnym” Jezus jest oczywiście Synem Ojca, bo zawsze czyni to, co Jemu jest miłe (zob. J 8,29). Jednak w wymiarze „horyzontalnym” jest On również synem Abrahama. Nietrudno zauważyć, że nowy Syn Obietnicy idzie tą samą drogą zaufania, którą szedł dwa tysiące lat wcześniej Ojciec Narodów. Tak, jak Abraham zawierzył słowu od Pana, tak Jezus, Słowo posłane na świat, cały oddaje się swojemu Ojcu. I tak, jak dzięki Izaakowi, który wyszedł z obumarłego łona Sary, imię jego ojca miało pozostać żywe na pokolenia, tak za sprawą Jezusa, narodzonego z dziewiczego łona Maryi, imię Abrahama będzie zachowane od wiecznego zapomnienia.
Wszystko to streszcza się w krótkim słowie Jezus (hebr. Jehoszua) – „JHWH zbawia”. Dokładnie takiego wybawienia oczekiwał Abraham. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to nie Izaak będzie właściwym synem obietnicy, ale Jedyny Syn Ojca. Przekonują nas o tym słowa samego Jezusa:
„Abraham, wasz ojciec, ucieszył się, że zobaczy mój dzień. Ujrzał i rozradował się”.
(J 8,56)
To właśnie jest pierwsza dobra wiadomość, jaką daje nam św. Mateusz: wiara to nie wędrówka w samotności, lecz udział w wielowiekowym marszu pielgrzymów. Wszyscy razem idziemy nie tylko po śladach Abrahama, ale za Tym, który je utrwalił i udoskonalił. Tym, który jest prawdziwą drogą do życia Ojca (zob. J 14,6). A wszystko inne to jedynie bezdroża diabelskiej śmierci.