fbpx

„Trzeba być tak dobrym, że kogoś to zaciekawi” – Wywiad z Szymonem Reichem

Z Szymonem Reichem – 23-letnim modelem, muzykiem, ministrantem oraz twórcą projektu (nie)doskonały rozmawia dk. Oskar Pryba.

O tym, jak mówić o Bogu i jak do Boga prowadzić szczególnie wśród tych, którzy od Kościoła odeszli.

Model. Muzyk. Ministrant. Tak opisujesz się na swojej stronie internetowej, skąd takie połączenie?

– Połączenie to bierze się stąd, że zawsze łączyłem w sobie różne światy.  Przez to, że dorastałem w różnych środowiskach, to myślę, że na takiego też zróżnicowanego człowieka się ukształtowałem. Miałem do czynienia też z wieloma różnymi branżami, a ostatnio odkryłem swoją pasję, którą jest muzyka. W związku z tym uważam, że takie trzy dobrze określające mnie słowa, a przy okazji fajnie łączące się ze sobą.

– Twoja muzyka również mnie zaciekawiła. W jednej z Twoich piosenek („Wszystko jest po coś”) śpiewasz, że „mam już dość, teraz lecę po coś…”. Po co „lecisz”? Jaki masz kierunek w życiu?

– Lecę stale po coś więcej. Ten  lot, to jest taka metafora  dynamiki ruchu, żeby nie stać w miejscu, tylko jednak sięgać po może nawet niezmierzone i po to coś, co jeszcze nie jest w zasięgu ręki. Chcę stale się rozwijać i maksymalizować swój potencjał. 

– Czy jesteś jedynie człowiekiem marzeń, czy raczej takich marzeń, które jesteś w stanie zrealizować? Jesteś realistą? 

– Jeżeli pytam kogoś o marzenia, to najczęściej otrzymuje taką odpowiedź „no, ale marzenie takie naprawdę marzenie, czy takie realne?”. I ja na przykład uważam, że wszelkie marzenia są realne. Mocno w to wierzę i mam ogromne pokłady optymizmu. Wynika to pewnie z braku wiedzy o świecie, że nie wiem jak wielu rzeczy, które sobie wyobrażam, nie da się zrobić. Mi to nie przeszkadza, bo przynajmniej nie jestem zblokowany i nie boję się realizować marzeń. Niezależnie od tego czy jesteśmy realistami, bo według mnie coś takiego nie istnieje, przynajmniej nie patrząc w przyszłość. Patrząc w przeszłość, można patrzeć realistycznie, ale nie w przyszłość. Patrząc w przyszłość można mierzyć zbyt wysoko albo zbyt nisko i po prostu wolę mierzyć zbyt wysoko. 

– W swoim ostatnim wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej stwierdziłeś, że wiele zawdzięczasz Jezusowi. Jak go poznałeś? Czy towarzyszyły temu jakieś uczucia?

– Na pewno poznałem Go na takich moich duchowych przystankach, czyli na Światowych Dniach Młodzieży albo w Taizé. Także na wszelkiego rodzaju adoracjach, podczas Eucharystii. Ja też nie wiem na ile to jest placebo. Chodziłem kiedyś do kościoła jako jeszcze mniej wierzący i mniej świadomy całej wiary katolickiej. I nie wiem czy czułem to samo, przyjmując Eucharystię, co czuję teraz. Wiem na pewno, że po tym jak już zostało mi to wytłumaczone i przyjąłem tę wiedzę, to wtedy rzeczywiście zacząłem to czuć, więc uważam, że zawsze jest w tym trochę takiego placebo. Zawsze jest trochę ukierunkowania się na siebie. Nie przeszkadza mi to, że jakiś ateista może powiedzieć „to jest złudne, irracjonalne”, bo nie musi takie być – a mi pomaga to jednak w życiu.

– Gdzie poznajesz Boga?

Moją ulubioną formą poznawania Boga jest odkrywanie go w ludziach przez interakcję. Poprzez wzajemne czyny, przez życzliwość, wzajemną serdeczność i szczerość po prostu. W czymś co zwykły człowiek określiłby jako dobrą energię, dobre vibesy. Zdecydowanie pomagają mi w tym także sakramenty.

Zapytam dosyć dosadnie: czy w Kościele spotkałeś Jezusa? Jak w Kościele można spotkać Jezusa?

– Myślę, że można Go spotkać we wszelkiego rodzaju aktywnościach. Z resztą sam Jezus powiedział: „„bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 20). I wydaje mi się to bardzo fajnym wytłumaczeniem. Dobrze to pokazuje modlitwa  „Ojcze nasz”, która jest centralną modlitwą. Nie modlimy się „Ojcze mój…” tylko „Ojcze nasz…”, więc wierzymy w to, że łącząc się egzekwujemy Jego nakaz, żeby uwielbiać Boga razem. Wydaje mi się, że szczególnie ważne, żeby robić to wspólnie.

– Co jest pięknego w Kościele? Jakie dobro w Nim zauważasz? A może ważniejsze jest zadanie pytania – w jaki sposób dzisiaj pokazywać Kościół od tej „dobrej strony”?

– To jest bardzo trudne, bo Kościół jak dla mnie generalnie jest dobry. Ja jestem bardzo wybredny w wyborze kościoła. Nie poszedłbym do na Mszę Świętą w każdym kościele. Dla mnie, jednym z motywów musi być zmienianie świata na lepsze i jeżeli to nie jest w tym zawarte, to dla mnie nie jest to żywy Kościół. Jak pokazywać dobro? Hmm… Jesteśmy środowiskiem, zgromadzeniem ludzi i wydaje mi się, że musimy sprawić, aby to środowisko było jak najlepsze. Wtedy to dobro samo by się eksponowało. Dla przykładu, jest wspólnota Taizé , która ma dobrą opinię publiczną i super PR. Ci, którzy słyszeli o nich,  wiedzą, że tam spotykają się dobrzy ludzie, którzy szukają pozytywnych wartości. Tam jest taka życzliwość w powietrzu, dlatego przyjeżdżają tam również ateiści tylko po to, żeby tę atmosferę poczuć i szukać dobra. Myślę, że jeżeli Kościół kładzie wagę bardziej na indoktrynacji i stawianiu na swojej racji niż na tym, aby być dobrymi i praktykować swoją duchowość, nie dyskryminując innych, to wydaje mi się, że sami sobie strzelamy w kolano. Zastanowiłbym się czego nie robić niż, co robić. Gdybyśmy faktycznie byli dobrzy i to dobro byśmy robili, to automatycznie nie byłoby czego ukrywać.

– Czy Kościół – jako wspólnota ludzi wierzących (duchownych i świeckich) – ma coś do zaproponowania człowiekowi niewierzącemu, bardzo często pogubionemu? Czy wystarczy jedynie, aby być dobrym, czy potrzeba czegoś więcej? 

– Wydaje mi się, że trzeba być tak dobrym, że kogoś to zaciekawi. To nie jest tak, że jestem dobry w oczach innych chrześcijan, bo jestem cały czas w kościele i zawsze tam pomagam. A jak wyjdę z kościoła i widzę jakąś panią, która potrzebuje pomocy to ją obejdę. Albo będę w autobusie i jak widzę, że starsza pani stoi to nie ustąpię miejsca. Nie o to chodzi. Wydaje mi się, że my trochę stawiamy moralność katolicką nad bycie po prostu „ludzkim”. Jeżeli spróbujemy być dobrymi ludźmi, z którymi można pogadać.  Dajmy na to, jeżeli jakiś mój kolega ma teraz mocny problem czy jakąś rozterkę sercową i chce pójść poimprezować. No to nie powiem mu „ej stary, ale ja to bym wolał, żebyś zamiast iść na imprezę, pójść teraz na adorację do kościoła na całą noc”. On po prostu tego nie zrozumie i jakoś zaburzy to naszą relację. Jeżeli będę normalny i pójdę z nim na tę imprezę, a nawet jeśli zdarzy się coś, czego byśmy pożałowali, to buduje się jakoś naszą relację i sprawia się, że ta osoba po jakimś czasie może się w końcu zainteresować i zapytać: „hej, stary, ale widzę, że ty nie masz takich problemów jak ja, dlaczego tak właściwie jest?” Wtedy mi się wydaje, że można zadziałać. 

Więc najprościej mówiąc, trzeba być chyba najpierw dobrym człowiekiem, zanim jest się dobrym katolikiem czy chrześcijaninem. Dopiero wtedy wydaje mi się, że jest się skutecznym ewangelizatorem, przynajmniej w dzisiejszych czasach. Nie da się po prostu powiedzieć, ja mam rację, a wy wszyscy – nie. Trzeba zyskać sobie autorytet, a potem można innych ludzi nakierowywać na drogę, która już jest przeze mnie sprawdzona.

– Relacja jest słowem kluczem do tego, żeby przyprowadzić człowieka do Jezusa. Ciężko jest komuś mówić, gdy zupełnie nie znamy. Twoje podejście jest jednym z wielu, które z pewnością jest potrzebne i myślę, że bardzo wartościowe w tych czasach. 

– Ja też nie dyskryminuje innych podejść i innych opinii, tylko wiem, że to działa na ludzi do których ja chcę dotrzeć. Mówię tutaj o dotarciu do ludzi spoza kościoła, bo ja z takimi ludźmi najwięcej przebywam. Miałem już bardzo dużo do czynienia z ewangelizatorami i widzę, jak ciężko jest nam wyjść poza ramy kościoła… Cały czas stawiamy na to, żeby być dobrymi chrześcijanami. Warto zadać pytanie: „do kogo chcemy dotrzeć?”

Pewnie temat skandali, afer ludzi Kościoła nie jest ci obcy. Mam wrażenie, że jesteś człowiekiem, który woli skupiać się na dobru i omijać tematy trudne. Zapytam jednak: co jest największym problemem Kościoła w Polsce? Czy są to afery i skandale, czy coś innego?  

– Szczerze, ja nie widzę aż tak bardzo tego problemu wśród młodego pokolenia. Jak rozmawiam z chrześcijanami w moim wieku, zadając pytania na stories (Instagram), to zazwyczaj ludzie mnie zadziwiają. Tym, jak bardzo świadomi są i jak bardzo dojrzała jest ich wiara i podejście do życia. Mi się wydaje, że po prostu musi nam się udać przeskok generacyjny, żeby z jednej strony zachować nasze wartości, a z drugiej strony, być też otwartym na świat. Niektóre sposoby myślenia, jakimi kierowali się chrześcijanie, może 50 lat temu, są trudne do przyjęcia.

– Mam takie przeświadczenie, że mówiąc o Bogu popełniamy bardzo dużo błędów w przekazie. Chcemy mówić o Bogu, który jest miłością i z ambony często słyszymy trudne słowa, nieraz skupiające się na niedoskonałościach człowieka. Jak mówić o Bogu?

– Myślę, że na podstawie przykładów i rzeczy wziętych z życia, czasami bardzo prostych. Przykładem jest Ewangelia. Im więcej w mówieniu o Bogu jest trudnego języka i im bardziej sprawia to wrażenie konferencji w szkole wyższej, to według mnie, nie jest to dla ludzi. Bądźmy szczerzy, fajnie jest brzmieć mądrze, ale pytanie dla kogo się to robi – dla własnego ego? Żeby pomyśleć sobie „pozamiatałem”? Czy jednak żeby potem ludzie przyszli i powiedzieli „dziękuję, to do mnie trafiło”?  

Miałem takie sytuacje, gdzie byłem zapraszany na posługi i kiedy przyjmowałem zaproszenie, to byłem w lepszej kondycji duchowej. Potem, gdy byłem na miejscu, byłem duchowo słabszy i nie czułem się jak autorytet, który może teraz powiedzieć słuchaczom, jaką ja mam relację z Bogiem. Tylko normalnie przyszedłem i powiedziałem, że „no sorry, ale ja wcale nie jestem taki idealny i mam swoje obawy, dzisiaj po prostu pogadajmy”. Czasami trzeba zejść z tej ambony, aby na równi być z ludźmi.

– Skoro już to słowo padło to skąd pomysł na projekt (nie)doskonały?

– Zauważyłem, że się zapędziłem trochę w tej działalności ewangelizatorskiej. Chciałem sprawić wrażenie takiego idealnego chłoptasia, który ani to nie grzeszy, a tylko się modli. Po jakimś czasie stwierdziłem, że to jest po prostu obłuda i tak moje życie nie wygląda. Stwierdziłem, że będę bardziej szczery, ludzki, normalny. Wydaje mi się, że wpadłem pod taką presję, która jest wywierana z bardzo różnych stron. Widzimy to w mediach mainstreamowych, gdzie są celebryci, którzy narzucają presję co do wyglądu np. posiadać smukłą sylwetkę i czystą cerę. Albo, że życie powinno być pełne podróży i pięknych zachodów słońca itd.

Według mnie podobna presja jest obecna także w Kościele katolickim, gdzie obrazy świętych to zazwyczaj ilustracje pełne modlitwy i aureoli nad głowami. Patrząc na nie wydaje się, że oni nic innego nie robili jak się tylko spędzali czas na modlitwie. A gdy trochę zajrzymy za kulisy i się dowiemy o ich biografiach, to wiemy, że oni jednak mieli coś za uszami i potrzebowali wielu błędów i potknięć, żeby się podnieść i wejść na dobrą drogę. Zauważyłem taką presję u siebie oraz u rówieśników, którzy na przykład uczęszczają do szkół katolickich. Często mają oni tak wyostrzone sumienia, że boją się żyć w pełni. Było to dla mnie taką przykrą obserwacją, bo są to ludzie o wspaniałych i wrażliwych sercach oraz ukształtowanych sumieniach. Mam wrażenie, że sumienie dla nich stało się taką klatką, bo nie polegało jedynie na wyborze takiego życia, ale na ukształtowaniu takiego sumienia, które zostało im nałożone przez rodziców i katechetów. Ogółem uważam, że warto jest być niedoskonałym. Warto się doskonalić. Warto się po prostu przyznawać do tego, że nie jesteśmy idealni, ale też z drugiej strony dobrze dostrzec, że na tym polega świętość – mimo potknięć się podnosimy. 

Czy planner, bluza i album to całość projektu? Czy masz coś jeszcze w planach?

– Będą jeszcze czapki, na pewno spodnie. Chciałbym, żeby ludzie jak już się przyznają do (nie)doskonałości, żeby wyglądali przynajmniej super i zachęcali innych do bycia (nie)doskonałymi. Ogółem wydaje mi się, że chrześcijanie powinni nie tylko być dobrzy, ale jeszcze dobrze wyglądać i sprawiać wrażenie fajnych ludzi, więc staram się to wesprzeć.  

Polecamy:

Jeden z utworów Szymona:

Oskar Pryba
Oskar Prybahttp://oskarpryba.pl
Kapłan diecezji pelplińskiej. Uwielbia grafikę, strony www, fotografię. Zaangażowany w projekty kreatywne, oparte na burzach mózgów, robieniu czegoś niesztampowego. Stąd jego udział w m.in JaYestem.

Przeczytaj również

Comments

Social media

Popularne