„Szczęśliwi ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5,3)
Jak człowiek ubogi może być błogosławiony? Co takiego jest w ubóstwie, że ma być powodem do szczęścia? Czy to się przypadkiem wzajemnie nie wyklucza? Już pierwsze błogosławieństwo pokazuje nam, że perspektywa na szczęście, którą podsuwa nam Jezus, jest nieco inna niż ta prezentowana przez tak zwany „współczesny świat”. O co chodzi w pierwszym błogosławieństwie? Kim są ubodzy w duchu? I czym jest obiecane im „królestwo niebieskie”?
Ubodzy duchem
Wskazówkę daje nam już język grecki, który opisuje ubóstwo dwoma przymiotnikami: πένης (penes) i πτωχός (ptochos). W pierwszym błogosławieństwie pojawia się drugi z nich. Pochodzi od czasownika oznaczającego „dobrze się schować, być przestraszonym”. W Biblii pojawia się on przy opisach osób totalnie ubogich w sensie ekonomicznym, mówiąc wprost – żebraków. Brakuje im tego, co konieczne do normalnego, godnego życia, przez co są całkowicie, wręcz niewolniczo zależni od innych ludzi i ich życzliwości. Co ważne, ludzie ci są jednocześnie niezdolni do dochodzenia swoich praw i samodzielnej obrony przed zagrożeniami.
Samo wyrażenie „ubodzy duchem” jest jednak wyjątkowe – pojawia się w Piśmie Świętym tylko jeden, jedyny raz, właśnie w pierwszym błogosławieństwie. Zagłębiając się w skomplikowaną gramatykę języka greckiego możemy to wyrażenie przetłumaczyć na dwa sposoby – „ubodzy dzięki mocy swojego ducha” lub „ubodzy w tym, co dotyczy ducha”.
W pierwszym przypadku duch jest podmiotem działania, a w całej maksymie chodzić będzie o ludzi, którzy są ubodzy z wyboru, a nie z konieczności. Niektórzy Ojcowie Kościoła (np. Klemens Aleksandryjski czy Grzegorz z Nyssy) uważali, że Jezus miał na myśli postawę dystansu wobec bogactw materialnych.
Druga opcja jest jednak nieco bardziej przekonywująca. Ubodzy w tym, co dotyczy ducha to ludzie, których duch jest przeniknięty ubóstwem – nie jest samowystarczalny, autonomiczny. Chodziłoby więc o postawę pokory. Są to ludzie całkowicie zależni od Boga, powierzający się Jego opiece i prowadzeniu. Ubodzy duchem są „pochyleni duchem”, pokorni duchem; przyjmują postawę dziecka, o której Jezus również wspomina – „kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim” (Mt 18,4). Dla ubogich duchem zbawienie jest raczej darem, który się przyjmuje, niż zadaniem do wypełnienia. Postawa taka stanowi ostry kontrast wobec samowystarczalności prezentowanej przez faryzeuszów, którzy uważali, że tylko ścisłe przestrzeganie przepisów Prawa może ich zbawić (Mt 23,23-26).
Królestwo niebieskie
Obietnicą dla ubogich w duchu jest tajemnicze „królestwo niebieskie”. Wyrażenie to (oraz podobne do niego „królestwo Boże”) nie występuje nigdzie w Starym Testamencie. W czasach późnego judaizmu, a więc także w czasach Chrystusa pojawiła się tendencja, aby unikać stwierdzeń odnoszących się bezpośrednio do Boga, a zastępować je różnymi określeniami abstrakcyjnymi, „zastępczymi”. Na przykład – zamiast powiedzieć „Bóg jest królem” mówiono „królestwo Boże”. „Królestwo niebieskie” to więc sam Bóg, jako Król.
Chrystus obiecuje ubogim w duchu „posiadanie” królestwa niebieskiego. Mogą oni być pewni swojego udziału w królestwie Boga, tym bardziej, że obietnica jest sformułowana w czasie teraźniejszym – „do nich należy [już, teraz] królestwo niebieskie”. Już teraz są więc szczęśliwi, teraz doświadczają błogosławieństwa udziału w Bożym królestwie, tego niezwykłego „posiadania Boga”. Można nawet powiedzieć, że ubodzy w duchu jedną nogą są już zbawieni, a pełne zbawienie otrzymają w przyszłości – idea taka obecna jest w pismach z Qumran: „Bóg ich wybrał dla wiecznego przymierza i ich jest chwała Adama” (Reguła Zgromadzenia; 1QS 4,23).
Biedny jak mysz kościelna?
Szczęście to nie kwestia tego, co ktoś posiada. Można mieć miliony na koncie i pustkę w sercu. Prawdziwie szczęśliwi są ludzie pokorni duchem, świadomi swoich braków, oddający się Bogu w niemal niewolniczą zależność.
Mnóstwo ludzi, których spotykamy, czuje nieustanną potrzebę wypowiadania się na każdy temat. Tymczasem konieczna jest postawa dziecka – zwykłe, proste zaufanie, że Bóg wie lepiej i poprowadzi nas najlepszą ścieżką. Nie jesteśmy samowystarczalni – widzimy to szczególnie teraz, gdy na świecie szaleje pandemia koronawirusa. Na nic zdała się technologia ani znane wcześniej lekarstwa – mikroskopijny wirus okazał się silniejszy niż my (przynajmniej na początku). Człowiek nie jest Bogiem i im prędzej to zrozumie, tym prędzej odnajdzie spokój i prawdziwe szczęście.