Chloe Zhao w swoim filmie (zasłużenie nagrodzonym trzema Oscarami) przygląda się społeczności osób, które z różnych powodów podjęły decyzje, aby porzucić swoje dotychczasowe życie i wyruszyć w podróż na „czterech kołach” po Stanach Zjednoczonych.
Na pierwszy rzut oka może wydawać się, że film jest krytyką konsumpcjonizmu, a przy tym aprobatą powrotu do natury i życia w wolności. Jednak z czasem dostrzegamy, że wybór bohaterów to forma ucieczki, ale nie od życia, a od samych siebie i przytłaczającej przeszłości.
Nieprzypadkowo – na początku tekstu – użyłem słów „przygląda się”. W istocie bowiem reżyserka subtelnie wykorzystuje techniki używane przeważnie w filmach dokumentalnych, aby pokazać nam trudy i uroki związane z życiem nomada. Szerokie kadry ukazujące bezkresne, zapierające dech w piersiach panoramy Parku Narodowego Badlands przeplatają się z półzbliżeniami na twarze bohaterów, opowiadających przy ognisku historie swojego życia. Zhao tworzy w ten sposób intymną atmosferę. Bo czy jest lepszy sposób na poznanie drugiego człowieka niż szczera rozmowa przy ognisku?
Dzięki ogromnemu zaangażowaniu reżyserki, która z kamerą w ręku weszła w ten nieznany dla nas „świat bezmiejscowych” (jak sami siebie określają) otrzymujemy jeden z najbardziej ludzkich filmów ostatnich lat, w którym bardziej niż opowiadana historia liczy się jednostka, jej doświadczenia i uczucia.
Realizmu dodaje fakt, że poza główna bohaterką Fern (graną przez jak zwykle fenomenalną Frances McDormand) większość aktorów to naturszczycy, a opowieści przedstawione w filmie to ich autentyczne historie.
Całość dopełnia niezwykła, poruszająca muzyka Ludovico Einaudi oraz bluesowe akordy oddające w pełni atmosferę Północnej Dakoty. Polecam każdemu ten niesamowity film; pełen narracji o odnajdywaniu siebie i afirmacji życia. Ja w połowie seansu byłem już spakowany.