Kiedy słyszymy o proroku Jonaszu, w naszych głowach od razu budzi się jedno podstawowe skojarzenie – „to ten facet, którego połknęła ryba”. Słusznie, to on. Jego historia jest jednak o wiele bogatsza niż tylko przerażający epizod z rybą. Jonasz to człowiek, któremu trudno było dogodzić. Najpierw uciekał, potem był zrezygnowany, potem rozpaczał i zmieniał zdanie, godził się na Boży plan, a ostatecznie oburzał się, że stało się tak jak Bóg przewidział. Można pomyśleć, że strasznie chwiejny psychicznie ten cały Jonasz… Przyjrzyjmy się mu nieco dokładniej.
Bóg czegoś ode mnie chce… więc mu ucieknę
Jonasza poznajemy w momencie, gdy przemawia do niego Bóg. Daje mu jasny nakaz – ma iść do Niniwy i upomnieć jej mieszkańców, którzy czynią nieprawość. Co robi Jonasz? Ucieka. Wsiada na okręt i odpływa w zupełnie przeciwnym kierunku, „daleko od Pana” (por. Jon 1,3). Bóg nie daje jednak za wygraną i zsyła gwałtowny sztorm atakujący okręt, którym podróżuje nasz bohater. Sytuacja jest wręcz niebywała – marynarze walczą o przetrwanie statku, stawiają opór nawałnicy, a Jonasz sobie smacznie śpi pod pokładem.
Ostatecznie wyrwany ze snu Jonasz, na skutek losowania i „zmuszenia do gadania”, przyznaje się do swoich czynów. Marynarze zaczynają trochę panikować – skoro Jonasz ucieka przed Bogiem, to czeka ich zagłada. O ile ze sztormem jakoś mogą sobie poradzić, to z Bogiem nie wygra nikt. Domagają się więc od Jonasza rozwiązania tej sytuacji. Wydaje się nawet, że są gotowi zrobić wszystko, by uratować życie i okręt. Jonasza ta sytuacja trochę przerosła. Dostrzegł, że jego nieposłuszeństwo sprowadziło zagrożenie na niewinnych ludzi. Zamiast jednak poprosić Boga o uspokojenie morza i obiecać spełnienie rozkazu, sugeruje załodze, by wrzuciła go do wody – co oznacza pewną śmierć. O dziwo, metoda okazała się skuteczna – morze się uspokoiło.
Bohater utopiłby się w morzu, gdyby Bóg znów nie interweniował. Wielka ryba połknęła Jonasza, ratując go tym samym przed utonięciem. Ten nieoczekiwany zwrot akcji powoduje przemianę – w przepięknej modlitwie przyszły prorok woła do Boga o miłosierdzie i jednocześnie dziękuje za okazaną mu łaskę. Potem „Pan nakazał rybie i wyrzuciła Jonasza na ląd” (por. Jon 2,11).
Wstań i idź – wstał i poszedł
Bóg powtórnie nakazuje Jonaszowi iść do Niniwy i głosić nawrócenie. Tym razem jednak nasz bohater posłuchał. Zaczyna wzywać mieszkańców do nawrócenia i zapowiada, że jeśli tego nie uczynią, miasto zostanie zburzone. Niezwykle interesujące i nietypowe w tej historii jest to, że jego misja odnosi sukces. Mieszkańcy Niniwy, na czele ze swoim królem, rozpoczynają pokutę i wznoszą modlitwy do Boga, by Ten się nad nimi zlitował i nie zesłał okrutnej kary.
Rzadko w Piśmie Świętym mowa jest o sukcesach działalności proroków, raczej są oni odrzucani przez społeczeństwo, pogardzani i traktowani z przymrużeniem oka… (por. np. historia proroka Jeremiasza).
Miał być show…
Wydawać się może, że to już koniec historii. Jonasz spełnił Boży nakaz, Niniwa się nawróciła i wszystko jest w porządku. Otóż nie, a przynajmniej nie dla Jonasza. Prorok jest oburzony, że Bóg nie ukarał miasta. Liczył pewnie na jakiś spektakularny pokaz gniewu Bożego, w stylu ognia siarki spadającego z nieba na grzeszne miasto jak w przypadku Sodomy (por. Rdz 19,24), a tutaj nic takiego się nie wydarzyło.
Pan Bóg dał mu małą lekcję. Sprawił, że obok szałasu Jonasza wyrósł mały krzew rycynusowy, który dawał naszemu bohaterowi przyjemny cień. Następnego dnia jednak Bóg sprawił, że krzew usechł i Jonasz znów musiał męczyć się w palącym słońcu, do tego stopnia, że aż zasłabł. Wywołało to jego gniew i chęć śmierci. Bóg zadał mu wtedy trafne pytanie: „czy słusznie się oburzasz z powodu tego krzewu?”. Jonasz był przekonany o zasadności swojego gniewu i taką też dał Bogu odpowiedź.
Bóg pokazał mu jednak inną perspektywę – i fragment ten kończy Księgę Jonasza. Skoro Jonaszowi żal jest tego jednego, małego krzewu, którego ani nie zasadził, ani nie uprawiał i nie pielęgnował, to jak Bóg ma nie litować się nad ludźmi, których stworzył? Mieszkańcy Niniwy dostrzegli przecież swoje grzechy, przyjęli wezwanie do nawrócenia i podjęli pokutę. Należy się im wiec przebaczenie i litość. Egoistyczny Jonasz nie chciał tego zrozumieć, więc Bóg zorganizował ten mały ogrodniczy eksperyment, by mu to pokazać.
Cieszyć się szczęściem innych
Historia proroka Jonasza przypomina nam o trzech sprawach:
- po pierwsze: ucieczka przed Panem Bogiem nigdy nie jest dobrym wyjściem – możemy sobie co najwyżej zrobić krzywdę, ale nic dobrego na pewno z tego nie wyniknie;
- po drugie: Pan Bóg zawsze wysłuchuje modlitw człowieka proszącego o miłosierdzie – nieważne, czy będzie to prorok w brzuchu ryby, czy potężne miasto splamione tysiącem ciężkich grzechów;
- po trzecie: powinniśmy cieszyć się nawróceniem innych, podobnie jak w przypadku zagubionej owcy z przypowieści – „pasterz gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: «Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła»” (por. Łk 15,1-7).
Zadanie domowe (dla chętnych): przeczytaj biblijną Księgę Jonasza. Zajmie Ci to maksymalnie 5 minut (sprawdziłem). Możesz ją znaleźć na przykład tu:
biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=795
redakcja: Joanna Ptasiewicz