Czytając Ewangelie, szczególnie tę według świętego Marka, możemy natrafić na powtarzające się kilkukrotnie ciekawe polecenie Jezusa. Nakazuje On bowiem swoim uczniom zachować w tajemnicy wydarzenia, których byli świadkami (najczęściej są to różne cuda). Informacja o tym poleceniu pojawia się także po opisie przemienienia na górze i w kilku innych miejscach.
Sprawa jest zastanawiająca – dlaczego Jezus nie chciał się ujawniać? Dlaczego tak bardzo zależało mu na zachowaniu w tajemnicy tak ważnych i niekiedy wręcz spektakularnych wydarzeń? Przecież sytuacje te dobitnie podkreślały Jego wyjątkowość i boskie pochodzenie!
Badacze Biblii nazwali to niezwykłe zjawisko sekretem mesjańskim. Na czym on polega? Gdzie możemy go odnaleźć? I czy znamy powód, dla którego Jezus chciał się ukrywać? Na te pytania postaramy się znaleźć odpowiedź.
Nakaz milczenia
Najczęściej nakaz milczenia pojawia się w sytuacjach uzdrowień i uwolnień od złych duchów. Już na samym początku swojej Ewangelii święty Marek wspomina, że Jezus „wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ Go znały” (Mk 1,34). Kilka wersetów dalej opisane jest uzdrowienie trędowatego, który również otrzymuje bardzo stanowczy nakaz: „bacz, abyś nikomu nic nie mówił” (Mk 1,44). Podobnie dzieje się w wypadku uzdrowienia człowieka głuchoniemego: „Jezus przykazał im, żeby nikomu nie mówili” (Mk 7,36). Niewidomy, któremu Jezus przywrócił wzrok otrzymuje polecenie: „tylko do wsi nie wstępuj” (Mk 8,26), zapewne w celu uniknięcia swoistego „przesłuchania” przez jej mieszkańców.
Ważnym momentem w którym pojawia się sekret mesjański jest wyznanie Piotra pod Cezareą Filipową. Jezus wypytuje uczniów o krążące o Nim opinie. Ostatecznie pyta samych Apostołów o ich własne zdanie – wtedy Piotr wypowiada słynne słowa: „Ty jesteś Mesjasz” (Mk 8,29). „Wtedy [Jezus] surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili” (Mk 8,30). Nieco później, tuż po przemienieniu na górze nakaz ten powtarza się, lecz tym razem Jezus uzupełnia go o pewien szczegół. Uczniowie mają nie rozpowiadać o tym wydarzeniu „zanim Syn Człowieczy powstanie z martwych” (Mk 9,9). Sekret ma więc obowiązywać tylko do pewnego konkretnego momentu – do zmartwychwstania.
Uczciwość wymaga, by wspomnieć o bardzo wielu sytuacjach, w których Jezus w żaden sposób nie zapobiega rozpowszechnianiu się informacji o sobie. W zasadzie momentów takich jest więcej niż tych z „tajemnicą”. Gdy uczniowie Jana Chrzciciela przychodzą do Niego z zapytaniem, czy jest Mesjaszem, Jezus odpowiada: „idźcie i donieście Janowi to, coście widzieli i słyszeli: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia i głusi słyszą; umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię” (Łk 7,22).
Po co to wszystko?
Pojawia się zatem pytanie – dlaczego Jezus zachowuje się w taki sposób? Dlaczego nakazuje milczeć? Przecież sprawne rozejście się informacji o Nim, mogło ułatwić dotarcie do większej ilości ludzi i szybsze rozprzestrzenienie się Dobrej Nowiny. On jednak blokował i spowalniał ten proces, jakby zupełnie nie zależało Mu na rozwoju swojej misji.
W wypadku złych duchów sprawa wydaje się dość jasna. Patrząc po ludzku, Bóg nie chce mieć nic wspólnego ze Złym i dlatego nie zależy mu na świadectwie dawanym przez demony. Zresztą, tacy „głosiciele” robiliby to tylko i wyłącznie ze strachu przed Nim, bez przekonania i czystej intencji doprowadzenia innych do bliskości z Bogiem. Prawdziwy ewangelizator nie kieruje się strachem, lecz miłością – najpierw do samego Boga, a następnie do innych ludzi. Miłość jest motywem działania. Głoszę Dobrą Nowinę, bo jestem kochany (przez Boga) i kocham (Boga i bliźniego).
Co z uzdrowieniami? Ludzie, którzy w tak cudowny sposób doświadczyli łaski Boga, zapewne mogliby się stać niezwykle skutecznymi apostołami. Sami byli przecież chodzącym dowodem boskiej mocy Jezusa. I w tym jest właśnie problem. Być może Jezus dostrzegał niebezpieczeństwo potraktowania Go jak cudownego lekarza, który wyzwala z cielesnych ograniczeń – co było zgodne z faktami. Problem jednak w tym, że Jezus to nie tylko lekarz ciała, ale przede wszystkim duszy. Głównym zadaniem Mesjasza nie jest przecież uzdrawianie chorych, lecz coś znacznie większego – dzieło zbawienia.
Apostołom Jezus też zakazywał mówienia o sobie i to wydaje się najdziwniejsze. Przecież taka jest rola apostoła, prawda? Do tego, między innymi, zostali powołani? Tak, to prawda, ale jeszcze nie „teraz”. W Ewangeliach mnóstwo jest dowodów na to, że uczniowie nie byli jeszcze gotowi do wypełnienia misji ewangelizacyjnej. Nawet Piotr, który pod Cezareą Filipową z przekonaniem wyznaje wiarę w Jezusa-Mesjasza, chwilę później jest ostro karcony przez Mistrza za odrzucanie prawdy o czekającym Go cierpieniu i ukrzyżowaniu. Nawet po zmartwychwstaniu uczniowie tkwią jeszcze w komicznie wręcz przyziemnych schematach – pytają Chrystusa o odnowienie ziemskiego królestwa Izraela (por. Dz 1,6).
Trzy przestrogi
Wybitny polski dominikanin, ojciec Jacek Salij, wskazał kiedyś trzy przestrogi płynące z faktu stosowania przez Jezusa sekretu mesjańskiego i dotyczące „jałowego” sposobu głoszenia Ewangelii. Oto one:
- głoszenie Ewangelii powinno zawsze odbywać się z miłością, z odpowiednią motywacją i bez manipulacji;
- nie powinniśmy traktować Jezusa i Jego nauki jako sposobu na zaspokojenie psychicznych czy społecznych potrzeb;
- mamy pamiętać, że naszym przeznaczeniem jest życie wieczne, a nie ziemskie.
Zapał ewangelizacyjny jest niewątpliwie czymś wspaniałym. Powinniśmy jednak pamiętać, że nie każdy się do tego nadaje. Być może to nieco brutalna prawda, ale przecież Jezus powołał tylko dwunastu Apostołów, a poszły za nimi miliony…
Korekta: Joanna Ptasiewicz