„Chleb z nieba” to film produkcji włoskiej z 2018 roku. Jest on zdobywcą nagrody na Festiwalu „Mirabile Dictu”, zwanym potocznie „chrześcijańskimi Oscarami”.
Historia rozgrywa się w Mediolanie. Dwójka bezdomnych Annibale i Lily znajduje na śmietniku niemowlę. Zanoszą je do miejscowego szpitala, a tam okazuje się, że nie wszyscy widzą dziecko. Odpowiedź na to, kto może je zobaczyć i dlaczego, znajdziecie w filmie.
Dla mnie to dzieło w reżyserii Giovanniego Bedeschi jest współczesnym „Kevinem samym w domu”, czyli obowiązkową pozycją na Święta Bożego Narodzenia.
Nie jestem wytrawnym kinomanem. Nowe filmy oglądam bardzo rzadko. Niemniej jednak w mojej opinii gra aktorska jest bardzo przekonująca, a szczególnie wartym uwagi spośród jej elementów jest mimika postaci. Najbardziej zapadli mi w pamięć: Donatella Bartoli (Lilly), Sergio Leone (Annibale) i Paula Pitagora (Ada).
Gdy oglądałem „Chleb z nieba” po raz pierwszy, przyciągnęły mnie modlitwy, wygłaszane przez bezdomnego bohatera na początku filmu. Zimny, surowy klimat miejsc ukazanych w filmie również wzbudził moją ciekawość. Zaskoczyło mnie także zakończenie, które zmusza do refleksji.
Pomimo tego, że film zdobył nagrodę na religijnym festiwalu filmowym, uważam, że jest to pozycja dla każdego: poszukujących, wątpiących, wierzących.
Niestety dostęp do tego dzieła jest płatny, ale myślę, że wart jest jednorazowego wykupienia i obejrzenia w gronie rodziny, w okresie Bożego Narodzenia.
Życzę miłego oglądania.