fbpx

Dżentelmeni. Modernistyczne kino gangstersko-moralizatorskie według Guy’a Ritchiego

Reżyser takich klasyków jak „Przekręt”, „Rewolwer” czy „Porachunki” powraca w wielkim stylu z nową komedią gangsterską.

Guy Ritchie, podobnie jak Quentin Tarantino znany jest z ciętego języka i podobnie jak u reżysera „Pulp Fiction”, opowiadana historia często nie jest najważniejsza i stanowi tylko tło dla błyskotliwych dialogów.

Po kilku nie do końca udanych filmach, (chociaż wiem, że mogę tutaj podpaść fanom filmowego Sherlocka Holmesa z Robertem Downeyem Jr. czy kilku nowszych filmów), reżyser powraca do gatunku, w którym czuje się zdecydowanie najlepiej, do komedii gangsterskiej. Kolejny raz skupia wokół siebie aktorską śmietankę i popuszczając wodze fantazji, tworzy filmowego szejka.

Nie przez przypadek wspomniałem o doborze aktorów. Bo poza wyśmienitymi, „krwistymi” dialogami to właśnie gra aktorska stanowi o sile filmu. Niezawodny, od czasu „Witaj w klubie”, Matthew McConaughey w głównej roli potentata narko-biznesu, wypada fenomenalnie. Ale partnerujący mu na planie aktorzy również nie ustępują miejsca. Rewelacyjna rola Charliego Hunnama (filmowy Ray) zwróciła moją uwagę na tego aktora, który wcześniej kojarzył mi się jedynie z rolą Króla Artura, (zresztą niezbyt zapadającą w pamięć), w filmie o tym samym tytule. I w końcu największe zaskoczenie. Rola Hugh Granta. Facet, który części widzów, (głownie męskiej), kojarzył się raczej do tej pory z niezbyt przyjemnym przymusem podziwiania go w komediach romantycznych, tym razem w roli cwaniakowatego, pewnego siebie dziennikarza, dążącego po trupach do zamierzonego celu, może wywołać uśmiech (u mnie wywołała).

Nowy film Ritchiego to mieszanka ciętych, ociekających napięciem dialogów, scen akcji oraz branżowych, (filmowych) „smaczków”.

Reżyser przyzwyczaił nas, że nie po drodze mu z poprawnością polityczną. Dlatego w jego najnowszym filmie znajdziemy wiele żartów z mniejszości etnicznych. Ale dzięki temu, że każdemu dostaje się po równo, można odbierać to jako formę sympatii i próbę wniesienia trochę normalności do obecnego trendu nadmiernej poprawności, a nie jako prztyczek w nos Chińczyków, Afroamerykanów czy Cyganów.

Na pierwszy rzut oka „Dżentelmenów” można postrzegać jako wulgarny film gangsterski, o walce o wpływy w narkotykowym biznesie. Jednak osobiście odbieram ten film jako jedną z najlepszych pochwał życia w trzeźwości, która najlepiej wybrzmiewa w monologu Raya skierowanym do młodych narkomanów.

Uważam, że jest to dobre kino rozrywkowe, na które czekałem kilka ładnych lat. A poza tym mam z tym filmem dobre wspomnienia, co jeszcze zwiększa jego wartość w moich oczach.

Mateusz Łękawski
Mateusz Łękawski
Z wykształcenia ekonomista z zamiłowania poeta i krytyk filmowy. Pasjonat rozmów z drugim człowiekiem i X muzy. Autor bloga „Przemyślenia przy twarożku”. Na łamach LUX portalu postara się połączyć wiarę ze światem filmu. Mix nie zawsze oczywisty.

Przeczytaj również

Comments

Social media

Popularne