Zima prawie że dobiega końca. Gdzieniegdzie tylko pozostały resztki śniegu, z którego tak chętnie lepimy bałwany. Dzisiaj o nich porozmawiamy. Będzie mowa o bałwanach, ale nie o tych topniejących przy dodatniej temperaturze, a o bałwanach po stokroć trwalszych. Jaka wielka szkoda, ze tych drugich nie można się tak łatwo pozbyć, kiedy tylko dojrzą je pierwsze promienie słońca.
Bałwochwalstwo. Nie jest niczym innym, jak czcią oddawaną czemukolwiek poza i ponad Bogiem. Uważaniem za najważniejsze coś innego niż Boga. Niekoniecznie musi się to objawiać poprzez słowa, ale przede wszystkim przez czyny, przez ilość czasu, ilość myśli poświęconych temu, co dla nas najważniejsze. Oba te rodzaje bałwochwalstwa są grzechem, który niejako zmienia cel naszego funkcjonowania w tym świecie, z życia wiecznego na bezgraniczne inwestowanie swojej osoby w bożka. Niestety bałwochwalstwo jest bardzo powszechnym grzechem nawet wśród chrześcijan. Wielu ludziom nie podoba się takie stawianie Boga w centrum ich życia; wielu chce postawić Boga na należnym Mu miejscu, dopiero wtedy, gdy poczuje zbliżającą się śmierć. Niewielu ma tyle samozaparcia i siły, aby każdego dnia walczyć o to, żeby móc żyć w sposób, w jaki Bóg sobie życzy. Zachowując przykazania, a przede wszystkim będąc z Nim w prawdziwej relacji. Pełnej ciepła i miłości.
Już w Starym Testamencie dostrzegamy jak surowo karany był grzech bałwochwalstwa. W czasach, kiedy pierwsze przykazanie dekalogu zabraniało oddawania czci bogom innym niż Jahwe. „A teraz grzeszą dalej: odlewają ze srebra posągi bożków – według swego pomysłu, to wszystko robota rzemieślników. Mówią: «Należy im składać ofiary», i ludzie całują cielce.
Dlatego będą podobni do chmur na świtaniu, do rosy, która prędko znika, lub staną się jak źdźbło porwane z klepiska, czy jak dym, który wychodzi przez okno.” (Oz, 13,2-3).
U Ozeasza przedstawiona jest nam troszkę kiepska wizja, z której wynika, że człowiek, który chwali swojego bałwana, zniknie. Jak dym, albo niczym rosa. Po prostu.
W XXI wieku próżno jest szukać człowieka, który za przykładem ludzi Starego Testamentu budowałby posągi i oddawałby im cześć. Współcześnie przybiera to nieco inną formę; jesteśmy przecież mistrzami chwalenia swoich bałwanów na rozmaite sposoby.
„Jeżeli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko inne znajduje się na tym właściwym”.
Większy banał nie mógł się tutaj pojawić, tak, wiem, zdaję sobie sprawę. Jednak w tym tradycyjnym przysłowiu zawiera się całe sedno drogi wiodącej do wiecznego szczęścia. Bałwochwalstwa posiadają jeden wspólny mianownik: „siebie.” Większość ludzi już nie kłania się bałwanom czy jakimś wyobrażeniom. Zamiast tego na ołtarzu stawia boga samego siebie.
Najpierw musisz mocno zakorzenić się w Bogu, po to, aby żadne rzeczy tego świata, ani żadna inna osoba, nie stały się dla Ciebie bogiem. Przyjdzie wicher, burza i zniszczy budowlę, ale budowla nie zawali się tylko wtedy, gdy na skale jest utwierdzona. Budowla utwierdzona na bożkach jest tą, o fundamencie stawianym na piasku.
Tożsamości bałwanów dobrze jest się przyglądnąć z szerszej perspektywy. Bałwanem może być, uwielbiany przez Ciebie i mnie, materializm. Karmi on potrzebę budowania własnego ego poprzez posiadanie większej ilości „różności.” Nasze domy przepełnione są wszelkiego rodzaju przedmiotami. Gromadzimy więcej i więcej. Coś o tym wiem i to nie tylko za sprawą nazwiska. To niezaspokojone pragnienie posiadania więcej, lepszych, nowszych rzeczy, nie jest niczym innym jak zwykłą pożądliwością. Materializm to pułapka szatana, abyś skupił się na samym sobie, a nie na Bogu.
Jak się przed tym ustrzec? Oddając dziesiątą część swojego zarobku. Dziesięcina broni przed bałwochwalstwem. W Księdze Malachiasza Bóg mówi, żebyś wystawił go na próbę! Wystaw Go na próbę! „Przynieście całą dziesięcinę do spichlerza, aby był zapas w moim domu, i w ten sposób wystawcie mnie na próbę! – mówi Pan Zastępów – czy wam nie otworzę okien niebieskich i nie wyleję na was błogosławieństwa w przeobfitej mierze” (Ml 3,10).
Pan Zastępów woła, żebyś wystawił Go na próbę! Czy nie zauważyłeś, że Twój Bóg proponuje Ci życie w obfitości w zamian za wierność Jemu i tylko Jemu? Miłość to wierność. Wypróbuj Tę Miłość, skoro Sama na to nalega!
Ubóstwiamy drugiego człowieka, nie wykluczając przy tym samych siebie. Przyjaciele i rodzina stają się dla nas całym światem, bez którego często nie wyobrażamy sobie dalszego życia. Uwikłani w silne emocje towarzyszące zakochaniu, wchodzimy w związki i nagle okazuje się, że bardziej ufamy ukochanemu aniżeli Bogu. Spędzamy zarówno z nim jak i przy nim każdą myśl. Uzależniamy od niego swoje samopoczucie w ciągu dnia. Dlaczego? Ponieważ to właśnie w człowieku pokładamy nadzieję.
Na ołtarzu uwielbienia bałwanów stawiamy także dumę i ego. Dążymy do zaspokojenia własnych pragnień. Przejawia się to w uzależnieniu od alkoholu, może papierosów, od internetu. W nadużywaniu przyjemności tego świata.
Porównujemy się do innych. W dobie idolatrii, w postaci kultu wyćwiczonego mniej bądź bardziej ciała, zdjęć na instagramie (co za tym idzie niezdrowego porównywania się pod względem wyglądu), próbujemy uchwycić określony ideał piękna.
Gonimy, niczym chomik w kołowrotku, za pracą i karierą. Oszukujemy samych siebie, wmawiając sobie, że przecież czynimy to dla naszych najbliższych, rodziny, dzieci, tak, aby zapewnić im lepsze życie. Jednak prawda jest taka, że robimy to wszystko dla siebie, aby chociaż na chwilę podnieść poczucie własnej wartości, w przekonaniu, że w oczach współczesnego świata stajemy się kimś ważnym, podziwianym. Obdarowanym choć przez moment uwagą, atencją.
Ostatnio wspólnie z przyjaciółmi zorganizowaliśmy wieczór poezji dziecięcej. Uwagę przykuł pewien wiersz Juliana Tuwima: „[…] Bo wszystko, „Sama! sama! sama!” Ważna mi dama! Wszystko sama lepiej wie, Wszystko sama robić chce […]”. Ilu z nas może dostrzec w sobie Zosię Samosię? Zosia robi wszystko sama, samokontrola to jej drugie imię, liczy przede wszystkim, o ile nie jedynie, na swoje siły i umiejętności. Dlaczego? Ponieważ rodzi się w niej przekonanie, że jest panią tego świata i tym samym buduje poczucie własnej wartości do poziomu bóstwa. Kto nigdy nie był Zosią Samosią, niech pierwszy rzuci kamień.
Od zawsze pragnieniem człowieka było, aby być bogiem. Wszelkie uwielbienie siebie samegojest podstawą wszystkich współczesnych form bałwochwalstwa. Zawiera się w trzech aspektach, o których w swojej Ewangelii mówi św. Jan: „Bo wszystko, co jest na świecie, pożądliwość ciała i pożądliwość oczu, i pycha życia, nie jest z Ojca, ale ze świata” (J 2,16). Jeżeli chcemy uchronić się od współczesnego bałwochwalstwa, musimy zauważyć, że wzrasta ono w każdej formie.
Chwalenie bałwana to pokładanie nadziei w nim, a nie w Bogu, t.j. naszej jedynej, prawdziwej Nadziei. Kosztowanie dóbr tego świata z całą pewnością nie jest niczym złym; niemniej ważną rolę odgrywa tutaj umiar.
Nie klękaj przed własnymi bałwanami. Pozwól, by odrobina światła, w postaci lux aeterna („światłości wiecznej/wiekuistej”) zajaśniała w Twoim życiu i pozwoliła roztopić każdego, nawet najdrobniejszego bałwana. Od Ciebie zależy, czy pozwolisz tej światłości świecić w Twoim życiu każdego dnia.
Jezu, ufam Tobie
Powtórzysz ze mną?