Siadając do napisania tej recenzji miałem niemały kłopot. Zastanawiałem się, czy jest to film, który mogę polecić z czystym sumieniem. Jeśli chodzi o walory rozrywkowe i artystyczne, to jak najbardziej. Ale czy geneza jednego z najbardziej wyrazistych czarnych charakterów mojego dzieciństwa może nieść ze sobą jakiekolwiek przesłanie warte promocji?
Odpowiedź przyszła podczas ostatniej niedzielnej mszy, kiedy podczas homilii ksiądz wspomniał film „Tożsamość Borna”, aby poruszyć kwestię tożsamości dziecka Bożego. Zrozumiałem, że ewangelizacja to głoszenie Dobrej Nowiny i każda okazja ku temu jest dobra. A wykorzystywanie otaczającej nas rzeczywistości również może być pretekstem do głoszenia Bożej miłości.
Dlatego dzisiejsza recenzja będzie podzielona na dwie części: W pierwszej skupię się na ocenie Cruelli jako dzieła filmowego; druga będzie, nazwijmy to, moją interpretacją.
Po ostatnich aktorskich adaptacjach klasycznych disneyowskich animacji, tym razem wytwórnia serwuje nam produkcję, która nie polega na odcinaniu kuponów od znanych i lubianych historii, ale stanowi wartość samą w sobie. Wszystko gra tutaj jak należy. Od castingu, przez scenografię i ruch kamery, po przemyślany scenariusz. A wszystko utrzymane w przerysowanej, bajkowej konwencji. Plusem jest fakt, że twórcy nie skupiają się na historii znanej ze stu jeden dalmatyńczyków, ale przedstawiają wydarzenia, które miały miejsce przed porwaniem gromadki psiaków. Poznajemy ciąg przyczynowo – skutkowy, który sprawił, że genialna dziewczynka Estella, została jedną z najbardziej bezwzględnych i okrutnych dyktatorek mody.
Największe wrażenie zrobiła na mnie scenografia i kostiumy. Dzięki temu nie trudno mi było uwierzyć, że moda i poczucie estetyki jest dla głównych bohaterek kluczowe. Dodatkowo świetnie dobrana muzyka. Są to po prostu covery znanych utworów muzycznych, ale pasują idealnie i nadają tempo całej akcji. Aktorstwo również wypada bardzo przekonująco. Obie Emmy (Stone i Thompson) dobrze czują się w bajkowej konwencji i przyjemnie się je ogląda. Dodatkowo pierwszy raz spotkałem się z dubbingiem w filmie aktorskim, który mnie nie odrzucał. Wręcz przeciwnie. Przez cały seans miałem wrażenie, że hollywoodzcy aktorzy w końcu mówią w moim ojczystym języku. Kapitalna robota całej ekipy dubbingowej.
Wybierzcie się do kin na tę produkcję. Bo jest to naprawdę dobre kino rozrywkowe. Chociaż niekoniecznie dla najmłodszych widzów. Ale starsze dzieci i dorośli będą usatysfakcjonowani. Ja bawiłem się świetnie.
***
Cruella od urodzenia była wyjątkowym dzieckiem. Czarno-białe włosy, w połączeniu z przeświadczeniem o własnej genialności nie ułatwiały jej funkcjonowania w świecie.
Podobnie jak w przypadku Cruelli, a w zasadzie Estelli (bo takie imię nadała jej matka), w każdym z nas kryją się dwie, nazwijmy to, natury: czerń i biel. Biel – symbol piękna i dobra, które w każdym z nas zaszczepił Bóg, bo jesteśmy przecież Jego ukochanymi dziećmi. Czerń – skłonność do grzechu jako konsekwencja grzechu pierworodnego. Obserwując jak Estella walczy ze swoim alter ego, zastanawiałem się, co sprawia, że się poddajemy i rezygnujemy z radości i piękna, które oferuje nam Boża miłość?
W filmie widzimy jak bohaterka parokrotnie dochodzi do refleksji, że nie taką przyszłość wymarzyła sobie dla niej matka. Matka, która bardzo ją kochała i widziała w niej piękno i wyjątkową wrażliwość. Więc co poszło nie tak?
Często zamykamy się na Bożą miłość, przygnieceni przez trudne doświadczenia, brak wybaczenia, czy kierując się własnym ego. Hinol w jednej ze swoich piosenek śpiewał „Czarne myśli nawet diament zmienią w kamień”. I jest w tym sporo prawdy. Czasem jednak trudno zmienić perspektywę, kiedy jedynym wyjściem wydaje się zemsta czy podążanie za własnymi korzyściami. Na szczęście jest Ktoś, dla kogo jesteśmy wartościowi i wyjątkowi. Ktoś, dla kogo nigdy nie jest za późno, bo On chce, żebyśmy poszli za Nim. Do końca.