A co jeśli nasz mózg zacznie nam płatać figle? Jeśli wydarzenia, osoby i ramy czasowe zaczną nam się mieszać? Jak odnaleźć się w nowej rzeczywistości, zawładniętej przez Alzheimera? Z takimi pytaniami wychodzi do nas Florian Zeller w swoim reżyserskim debiucie. Reżyser sprawnie łączy elementy oszczędnego w formie dramatu z thrillerem. Jest to połączenie, które wydaje się nieoczywiste, szczególnie w kontekście omawianego problemu. Jednak okazuje się strzałem w dziesiątkę. Bo czy można wyobrazić sobie bardziej przerażający horror niż fakt, że nie możemy zaufać własnemu umysłowi? Gdy czujemy się zagrożeni we własnym mieszkaniu, wśród bliskich nam osób.
Osobiście cieszę się, że powstają takie produkcje, które mogą zaciekawić widza w każdym wieku i jednocześnie poruszają tak ważny temat. Wstyd się przyznać, ale wcześniej choroba Alzheimera kojarzyła mi się z dowcipem o tajemniczym Niemcu podkradającym rzeczy dziadkowi i paroma anegdotami. A problem ten może dotknąć każdego z nas lub osoby z naszego otoczenia i uświadomienie sobie, czym jest ta choroba i jak podchodzić do osób na nią cierpiących, jest bardzo ważny.
Scenariusz powstał na podstawie sztuki teatralnej, napisanej również przez Zellera i został doceniony Oscarem za scenariusz adaptowany (zresztą słusznie).
Akcja tego minimalistycznego dramatu prawie w całości rozgrywa się w jednym mieszkaniu, a w obsadzie mamy sześć osób. Jednak do samego końca film trzyma w napięciu fabularnym, a przede wszystkim emocjonalnym. Nic dziwnego, bo chyba nigdy wcześniej problem demencji nie był pokazany w filmie w tak przejmujący sposób.
Oglądając film nasuwało mi się skojarzenie z Wyspą tajemnic Martina Scorsese, gdzie rzeczywistość miesza się z wyobrażeniami bohatera. Co prawda tematyka jest inna, ale koncept thrillera psychologicznego i zabiegi fabularne podobne.
Dzięki nieliniowemu poprowadzeniu fabuły kilkukrotnie podczas seansu miałem wrażenie jakbym sam nie do końca wiedział o co tu chodzi. Czy mieszkanie należy do Anhonego czy nie? Czy już zjadł tego kurczaka? I kim są ci ludzie, którzy pojawiają się u niego w domu? Dzięki temu kontrolowanemu chaosowi widzowie mogą poczuć namiastkę zagubienia, które odczuwają osoby cierpiące na tę chorobę. A to uczucie potęguje ciągle zmieniający się wystrój mieszkania.
Mimo że film przez większość czasu prowadzony jest z perspektywy Anthonego (Anthony Hopkins), to punkt widzenia córki Anny (Olivia Colman) również niesie ze sobą duży ładunek emocjonalny. Obserwujemy dylematy najbliższej osoby, która z jednej strony bardzo kocha swojego rodzica i czuje się za niego w jakiś sposób odpowiedzialna, a z drugiej jest przytłoczona i pragnie podążać za swoim szczęściem. Anna cały czas jest przez ojca porównywana do swojej młodszej siostry i musi znosić „humory” ojca. Zdaje sobie sprawę, że jego „wyskoki” spowodowane są przez chorobę, ale czasem po prostu nie daje rady.
Dramaty rozgrywające się na ekranie nie byłyby tak poruszające, gdyby nie niesamowita gra aktorska. Anthony Hopkins i Olivia Colman (znana przede wszystkim ze świetnego serialu The Crown) wznoszą się na wyżyny swoich umiejętności, co w przypadku tej dwójki oznacza top topów. Szczególnie Hopkins, który w przedostatniej scenie daje upust swojemu zagubieniu. Ja płakałem razem z nim.
Może będzie to dobry sposób na spędzenie czasu ze swoim tatą? W końcu wczoraj obchodziliśmy dzień ojca.
Polecam seans w małym kinie studyjnym i zaopatrzenie się w chusteczki.