Pierwsze skojarzenie – wszystko, co żyje, co ma w sobie pierwiastek życia, wzrasta, rozwija się, dojrzewa.
Najlepszym przykładem jest istota ludzka. Z małego ziarenka, zarodka w ciągu 9 msc w łonie matki kształtuje się człowiek. Tworzą się części ciała, narządy , układy, rozwijają się wszystkie funkcje życiowe, żeby po 9 msc. mały człowiek mógł opuścić łono matki i zacząć samodzielne życie- oddychać, pobierać pokarm. I znów zaczyna się intensywny rozwój, wystarczy wziąć pod uwagę układ ruchowy, dziecko podnosi główkę, odwraca się z boku na bok, na brzuszek, siada , raczkuje , samodzielnie chodzi, potem biega, jeżdzi na rowerze itd.
A rozwój emocjonalny, intelektualny, psychiczny, społeczny dokonuje się przez całe życie. Potrzebny jest do tego czas i tak jest również z rozwojem duchowym, jest on procesem, dokonuje się w czasie.
Nawracanie jest procesem , chociaż używamy określenia nawrócenia dla tego ważnego momentu w naszym życiu, kiedy oddajemy życie Jezusowi, wybieramy Jezusa jako naszego Pana i Zbawiciela. Jest to moment zwrotny, od którego wszystko się zaczyna. W moim życiu tak właśnie było. Wyjechałam z koleżankami w góry na obóz, tylko nikt mi nie powiedział, że to wyjazd rekolekcyjny, w dodatku z przeważającą liczbą protestantów. Tam zachwyciłam się Jezusem, żywym w tych młodych szczęśliwych ludziach. Zapragnęłam tez tak wierzyć, też tak się modlić. Tam właśnie w zupełnie nieoczekiwany sposób wyznałam, że chce należeć do Jezusa. Ale tak naprawdę od tego wydarzenia zaczął się proces nawracania. Przyjechałam całkowicie odmieniona, zmieniłam swój tryb życia, bo ono wtedy nabrało zupełnie nowego sensu. Zrozumiałam, że wszystko, co robiłam dotychczas było rozpaczliwym poszukiwaniem szczęścia, a dopiero kiedy odnalazłam Boga, odzyskałam pokój (Niespokojne serce dopóki nie spocznie w Panu).
Każdy ma swoją drogę do Boga, ale ze świadectw wielu osób wynika ,że są pewne etapy rozwoju duchowego. One się przenikają, przeplatają, ale warto się im przyjrzeć, żeby uświadomić sobie, jak każdy z tych etapów jest potrzebny do naszego wzrostu.
Ten pierwszy etap po przyjęciu Jezusa był dla mnie okresem niezwykłej fascynacji, euforii, entuzjazmu, kiedy Słowo Boże przemawiało z ogromną mocą, było skierowane do mnie, a modlitwa stała się rozmową z ukochaną osobą. Chciałam wszystkim mówić o miłości Boga, moje życie było skoncentrowane na wspólnocie, brałam udział we wszystkich dziełach, akcjach ewangelizacyjnych, rekolekcjach, kongresach, spotkaniach z charyzmatykami w kościołach, na stadionach, wieczorach uwielbienia, szkoleniach, kursach ewangelizacyjnych itd… -Był to czas intensywnego formowania się i to wszystko było ważne dla rozwoju duchowego. Dopiero później przychodzi refleksja, że ta gonitwa za doznaniami duchowymi, takie nieustanne szukanie fajerwerków nie jest już potrzebne, bo Jezus chce być w mojej zwykłej codzienności. I dobrze, żeby taka refleksja przyszła.
Ten pierwszy etap jest okresem rozdawania przez Boga prezentów, cukierków, kiedy otrzymujemy to, o co się modlimy. Święty Paweł pisze do Koryntian(3,1) „Mleko wam dawałem nie pokarm stały „. Mleko jest łatwiej przyswajalne, jest ciepłe, słodkie i na początku naszej drogi jesteśmy karmieni właśnie w taki sposób, żeby nabrać sił, żeby przekonywać się, że Bóg jest blisko, że troszczy się o nas, że zaspakaja nasze wszystkie potrzeby. My z mężem na początku małżeństwa modliliśmy się o mieszkanie i na 50 podań o mieszkanie zakładowe dostaliśmy je właśnie my. Modliliśmy się o samochód, bo mieliśmy już dwoje małych dzieci, ale nie mieliśmy pieniędzy i w krótkim czasie mąż dostał dodatkową pracę i za zarobione pieniądze mogliśmy kupić samochód. Dużo jest takich sytuacji, w których modlitwa z wiarą przynosiła natychmiastowe wręcz rezultaty.
Ale przychodzi czas próby, kiedy się wydaje, że Bóg milczy, nie słyszy naszego wołania, że zapomniał o mnie, nie spieszy się z pomocą .Modlitwa staje się jałowa, bez żadnych emocji, przychodzi pokusa ,żeby się nie modlić. Zaczynam się zastanawiać, czy to , co czytam w Biblii to jest prawda i czy ja jeszcze w to wierzę. Przychodzi pustynia duchowa, oschłość, ciemność, zniechęcenie. Ten trudny czas też jest ważny w naszym rozwoju duchowym, bo to jest czas oczyszczenia z nieuporządkowanych dążeń, z naszych wyobrażeń Boga, które sobie stworzyliśmy. Bóg nie jest na naszych usługach, Jego myśli nie są naszym myślami, Jego ekonomia miłości jest inna niż nasza ludzka miłość i chce nam dawać o wiele więcej niż to, o co my prosimy. I pomału zaczynamy to odkrywać.
Pan Bóg uczy nas, że to On i tylko On jest najważniejszy, nie nasz światopogląd, nie żadna ideologia, psychologiczne teorie, nasze wyobrażenia, nasze nawet najmądrzejsze plany, nasze najpobożniejsze działania.
Odkrywamy Jezusa w naszej szarej, nudnej , monotonnej codzienności, w wykonywanych obowiązkach, w życiu, które mamy, w naszym mężu, dzieciach, pracy zawodowej. Jeżeli Jezus jest najważniejszy, to wystarczy nam Msza św w kościele parafialnym, gdzie nie ma super kaznodziejów i homilie nie są wysokich lotów. Chociaż nie jest niczym nagannym szukanie kościoła, który nam odpowiada.
Pan Bóg zaczyna nas karmić stałym pokarmem, a ten jest często twardy, nie do przełknięcia, bywa gorzki, kwaśny.
Przychodzą doświadczenia, które stawiają nas pod murem, trzeba się określić i iść w jedną albo w druga stronę. Poddać się zniechęceniu, rozpaczy, beznadziei czy zaufać w ciemno, uwierzyć Bogu’, mimo, że wszystko idzie coraz gorzej, latami się nic nie zmienia na lepsze.
I trwa walka duchowa, a Złemu bardzo zależy na tym, żebyśmy się poddali, ulegli kłamstwu, że to wszystko nie ma sensu. Pamiętam, jak z entuzjazmem śpiewałam piosenkę –„ Tak mnie skrusz, tak mnie złam, tak mnie wypal Panie”, ale kiedy przyszło to na mnie, kiedy zostałam zmiażdżona cierpieniem, poturbowana przez doświadczenia rodzinne, to już nie śpiewam tej pieśni z takim entuzjazmem i często modlę się – Jezu oddal ode mnie ten kielich.
Te etapy rozwoju duchowego są ważne, potrzebne, jeżeli jesteśmy nastawieni na szukanie Jezusa w naszym życiu i zależy nam na głębokiej relacji z Nim.
Mamy jeden problem, z którym się zmagamy w życiu duchowym, że wymagamy od siebie bycia radykalnymi chrześcijanami, a skoro tak nie jest, popadamy we frustrację, mamy poczucie winy, a nawet myślimy, że nie zasługujemy na Bożą miłość. Przejawem pychy jest domaganie się od siebie bycia super doskonałym, ale wzrost duchowy, jak zostało powiedziane ,dokonuje się w czasie ,bo jest procesem . Roślinka, która próbuje urosnąć zbyt szybko, umiera, bo nie ma korzenia. Żeby drzewo urosło 10metrów musi rosnąć powoli, zakorzenić się. A my chcemy wystrzelić w górę, już być świętymi, doskonałymi duchowo.
Praca nad sobą to mozolna walka z nawykami starego człowieka w nas, z uwikłaniami starego człowieka. Gdy, ktoś zwraca nam uwagę, to powiesz – o dziękuję, że mnie upominasz, masz rację, nie pierwszy nasz odruch to – co się czepiasz, pewnie jesteś nie lepszy.
To, co masz w sercu masz w nawykach, pierwszych odruchach. Często przekonuję się, że daleko mi do radykalnego nawrócenia i takiej miłości, jaką ma Jezus.
Z życiem duchowym mamy problemy, bo nasze słabości, nasze nawyki nie znikną z dnia na dzień, tak jak bryła lodu nie stopi się z dnia na dzień, topi się bardzo powoli. Bóg robi to po swojemu, oczyszcza nas, uwalnia, uzdrawia ze zranień i robi to w swoim czasie, kiedy jesteśmy na to gotowi. Ja , mając 57 lat zdecydowałam się na modlitwę uwolnienia według 5 kluczy Neala Lozano i zostałam uwolniona od wielu zranień z dzieciństwa, które nosiłam przez tyle lat.
Nasze życie duchowe jest uzależnione od wielu czynników. Mieliśmy takich, a nie innych rodziców, mamy takie, a nie inne dzieci, mamy taką, a nie inną pracę, spotkały nas takie, a nie inne doświadczenia. Pan Bóg właśnie w twojej historii życia chce działać, błogosławić ci, prowadzić. Często myślimy, gdybym miał innego współmałżonka, inne dzieci, inną pracę, innego szefa, to szybciej doszedłbym do doskonałości. To jest błędne myślenie, bo Pan Bóg chce działać w tobie w tej przestrzeni, w której żyjesz tu i teraz.
Marta