„Ciemność zalegała nad otchłanią, a tchnienie Boga niosło się nad wodami” (Rdz 1,2b)… Lubię wracać do tych mitycznych początków, zwłaszcza w okresie ciemnych adwentowych poranków. Jakoś łatwiej jest mi się wtedy zamyślić nad stwórczym Tchnieniem, w którym skrywa się zamysł wielkich dzieł. Wówczas za każdym razem niesamowite wrażenie robi na mnie niepozorny czasownik rachaf, którym Biblia hebrajska oddała ową czynność Ducha unoszącego się nad wodami. Wyraz ten w całym Piśmie Świętym występuje jeszcze tylko w dwóch innych miejscach: w Księdze Jeremiasza, kiedy pojawia się nawiązanie do trzęsących się kości (zob. Jr 23,9a) oraz w Księdze Powtórzonego Prawa, gdy jest mowa o ptaku trzepoczącym skrzydłami nad swymi pisklętami (zob. Pwt 32,11). Ten drugi kontekst, moim zdaniem, pomaga dostrzec niezwykłe subtelności tego prostego słowa.
„W owym dniu postawię na nowo namiot Dawida, który się przewrócił. Podniosę to, co w nim opadło; wyprostuję wszystko, co się zawaliło. Odbuduję go takim, jaki był za dawnych dni, aby ci, którzy z ludzi zostaną, i wszystkie narody, do których dało się przywołać moje imię, mogli mnie odszukać” – mówi Pan, Bóg, który jest sprawcą wszystkiego.
(AM 9,11N)
Może się wydawać, że zrobiliśmy tu dość niespodziewany przeskok – z zamierzchłej przeszłości do bliższej już nam historii o królu Dawidzie. Prorok Amos, mówiący o odbudowie królewskiego namiotu, oprócz tego, że nawiązuje do obietnicy złożonej niegdyś Dawidowi[1], pośrednio wskazuje także na dużo starszy motyw namiotu Pańskiego. A to właśnie tam, jak pamiętamy, dała się poznać – wręcz namacalnie – obecność Jedynego Boga:
Wtedy obłok zakrył namiot świadectwa. Namiot wypełnił się chwałą Pana. I nie mógł Mojżesz wejść do namiotu świadectwa, bo obłok go zakrył i wypełniła go chwała Pana.
(WJ 40,34N)
Spróbujmy teraz przez pryzmat tych dwóch wielkich symboli – namiotu, który ma powstać oraz obłoku, który ma zstąpić – odczytać scenę, do której doszło ponad siedem wieków później w mało komu znanym galilejskim mieście Nazaret:
Wtedy rzekł jej anioł: „Nie bój się, Maryjo, bo zyskałaś łaskę u Boga. Oto poczniesz w swoim łonie i urodzisz Syna. Nazwiesz Go imieniem Jezus. On będzie wielki. Będzie nosił imię: Syna Najwyższego. Jemu Pan Bóg da tron Dawida, Jego ojca, i będzie na wieki królem nad plemieniem Jakuba. Jego panowanie nie będzie mieć końca… Duch Święty przyjdzie do Ciebie i moc Najwyższego okryje cię swoim cieniem. Dlatego Owo Rodzące się będzie nosić imię Święty, Syn Boży”.
(ŁK 1,30-33.35)
Duch ocienia Maryję dokładnie tak, jak za czasów Mojżesza okrył namiot spotkania[2]. Czyni ją tym samym nową arką swej chwały i namiotem swojej obecności. O czym również daje świadectwo Ewangelia św. Jana:
To Słowo, pełne łaski i prawdy, ciałem się stało i swój namiot postawiło wśród nas. I zaczęliśmy oglądać Jego chwałę, chwałę Jednorodzonego od Ojca.
(J 1,14)
Wszystko to może się nam jawić jako mityczna opowieść albo sentymentalne wspomnienie. Jednakże to, o czym czytamy na karatach Pisma, to rzeczywistość jak najbardziej aktualna, wykraczająca poza jeden szczególny punkt historycznych dziejów. Syn Boży, który stał się widzialnym człowiekiem, objawia nam Tchnienie Ojca, które niczym zatroskana o swe młode kokoszka, rozpościera swoje skrzydła i nawołuje nas ku sobie (zob. Mt 23,37b). Słowo przemówiło, namiot został rozbity, a ślady Miriam wskazują drogę ku wejściu…
Strzeż mnie jak źrenicy oka; osłoń mnie swoimi skrzydłami.
(PS 17,8)
[1] Więcej na ten temat pisałem w artykule Święta historia grzesznych ludzi.
[2] Zarówno w Ewangelii Łukasza, jak i w greckiej wersji Księgi Wyjścia odnajdujemy ten sam czasownik episkiazo – zakrywać, okrywać, usuwać w cień.