Może była samotna. Może połowa rodziny zjawiła się online, a uroczysty początek wieczerzy opóźnił się nie przez spóźnialskich, ale przez kamerkę, która nie chciała działać. Może nie było pieniędzy na to, co było zawsze; a może nikt się nie ściskał i nie przytulał, żeby się nie zarazić. A może już jesteś po covidzie – ale wciąż nie czujesz smaku ani zapachu i większość czasu przy stole minęła na próbach przypomnienia sobie, jak smakuje karp, a jak grzybowa… I nie udało ci się zmieścić do kościoła na pasterkę.
Święta odarte z „magii”
To nam się właśnie w tym roku przytrafia. Warunki bardzo się zmieniły. Finansowe, zdrowotne. Tradycje musiały ustąpić miejsca nowym zasadom życia. Ucierpiały relacje; przed każdym spotkaniem trzeba pogadać. Zapytać, jaką politykę uprawiają ci, z którymi chcemy się spotkać – maseczki, bez maseczek? Z przytulaniem, bez przytulania? A może tylko przez telefon albo na video? Życzenia „zdrowia, zdrowia i jeszcze raz pieniędzy” nigdy nie brzmiały tak… poważnie. Jest dziwnie, trudno, inaczej. Święta są odarte z magii.
I bardzo dobrze. Bo wtedy widać lepiej. A co widać? Przede wszystkim to, że to nie jest nic nowego. Te trudności, dziwności, te niespełnione oczekiwania, te niezrealizowane plany, to, że nikt już nawet nie narzeka na brak śniegu, bo są poważniejsze powody do narzekania. Bo gdy zajrzymy do Ewangelii…
Nowe przepisy, nie było miejsca, zostawili wszystko
Irytujący przepis prawa, dla dobra państwa? Ależ proszę. Para przybyszów traktowana jako ciężar i kłopot? Mamy i to. Przygotowania i marzenia o tym, jak będzie wyglądać Boże narodzenie, kontra samotność i warunki dalekie od wymarzonych? Już na liście. A przecież Ewangelista nam nie zapisał: „nie było dla nich miejsca w gospodzie, więc pukali od domu do domu i narzekali na okoliczności”.
A my narzekamy. Na ograniczenia, zakazy i kwarantannę. Na maseczki i spotkania online. Na ludzi, którzy boją się przyjąć gości w domu, albo na ludzi, którzy… nie boją się przyjąć gości w domu. Najbardziej na to, że nic nie idzie tak, jakbyśmy chcieli. Na to, że trudno cokolwiek przewidzieć, a plany biorą w łeb szybciej niż zaśpiewasz „Przybieżeli do Betlejem pasterze…”
No właśnie, ale są jeszcze pasterze. Zajęci pracą, czuwający nad trzodą. Im też nagle zmieniają się plany, gdy zewsząd oświeca ich chwała Pańska. Trochę się boją, u św. Łukasza czytamy, że nawet bardzo. Nic nie wiedzą. Patrzą na aniołów, którzy im oznajmiają Mesjasza, a potem zostawiają wszystko i idą sprawdzić to, „o czym im Pan oznajmił”. Nie narzekają, że ich zastępy anielskie odrywają od pracy. Lecą po nocy szukać noworodka w stajni. Wierzą, że Bóg się u nich zjawił i zapowiedział coś nieziemskiego. Nawet więcej – że to się właśnie spełnia. Inaczej, niż wszyscy przypuszczali. Przyjmują to, co właśnie dostali, tak, jak jest.
W co umie Bóg?
„Mój Bóg umie w cuda, nie w magię świąt” – napisała wczoraj znajoma na Facebooku.
I może rok 2020 jest po to, żebyśmy zmienili wreszcie swoją definicję cudu; z „czegoś naprawdę grubego i spektakularnego, co się prawie nikomu nie zdarza” na „zwykłą część chrześcijańskiej codzienności”. Może święta takie, jakie są, mają nas nauczyć przyjmowania tego, co jest, a nie czekania ciągle na więcej. Jak dzieci, które mają pokój pełen zabawek, a gdy już rozpakują wszystko, co pod choinką, kręcą noskiem, bo chciały większy wypas. Dostrzegania, że On dba o nas w drobiazgach: pysznej kawie, podanej przez kogoś, kto kocha, w tym, że do sklepu udało się wejść bez czekania pół godziny, niespodziewanych życzeniach, pięknym wschodzie słońca, paczce, która miała nie dojść, ale jednak doszła na czas.
Przeżyj Święta… ewangelicznie
A Ewangelia mówi, że nasz Bóg, gdy się urodził, skłonił ludzi do przyjęcia tego, co było. Maryja z Józefem wzięli na klatę trudne warunki do porodu, brak wygód, nieciekawych gości (pasterze często rekrutowali się spośród mniej uczciwej i sympatycznej części społeczeństwa), zero fajerwerków przy narodzinach Boga – przecież chwała Boża nie oświeciła zewsząd Maryi i Dzieciątka.
Po pierwsze – przyjmuj ludzi takimi, jakimi są.
Nie oceniaj tych, co nie mają jeszcze miejsca dla Boga w gospodzie swojego życia. Nie dziw się, gdy z potwierdzeniem Słowa przyjdzie do ciebie ktoś, kto wygląda nieszczególnie, jak pasterze. Zachowuj cudze słowa w swoim sercu; słuchaj z uwagą tych, których masz wokół siebie. Usłysz ich pod narzekaniem, pod lękiem o zdrowie, między różnicą zdań na temat polityki i świata. Pozwól, żeby światło boskiej chwały dało ci ich zobaczyć naprawdę, pokazało całe dobro, jakie w nich jest. W tych, których kochasz i z którymi czasem jest najtrudniej.
Po drugie – nie narzekaj, akceptuj okoliczności.
Nasz Bóg jest Bogiem niespodzianek, zaskoczeń i małych cudów, które się nie wydarzą, gdy będziesz się upierać przy swojej wersji, swoim planie. Pozwól Mu zmieniać Twoje życie, nawet, jeśli tą zmianą będzie brak makowca… albo brak zmysłu smaku. Zobacz, dokąd On cię prowadzi okolicznościami, które dla ciebie przygotował. I co dobrego i pięknego w tym ma dla ciebie. Bo to, że ma – to na pewno.
Po trzecie – uznaj, że to On jest dziś najważniejszy.
Że jest Panem życia i śmierci, zdrowia i choroby, relacji i wydarzeń, potężnym i niepojętym. I że robi wszystko, co może, żeby ci ułatwić spotkanie. Na przykład – przychodzi jako dziecko, które rozczula, zachwyca i cieszy się po prostu tym, że jest. Uciesz się dziś z tego, że On jest. Pobądź z Nim trochę. Spotkaj Go tak, jak On ci to spotkanie przygotował na Boże Narodzenie, tu i teraz. Zobacz, jakie cuda ma dla ciebie na dziś – te bardzo małe i bardzo radosne.