fbpx

Oscary? Po co to komu?

Jesteśmy już po 93 gali rozdania Oscarów. Czy Oscary mają w ogóle sens? Czy ktoś jeszcze zwraca na nie uwagę?

Od jakiegoś czasu Oscary nie cieszą się już taką popularnością. Powiedzieć, że straciły one swoje znaczenie, to jak nie powiedzieć nic. Mało kto czeka jeszcze na galę z wypiekami na twarzy, a organizatorzy zachodzą w głowę, jak przywrócić ich dawną świetność. Próbują przyciągnąć widzów, a co za tym idzie również sponsorów i prześcigają się w tworzeniu coraz to głupszych koncepcji . Od skrócenia długości wystąpień nagradzanych artystów, (przeplatanych dłuższymi od wystąpień blokami reklamowymi), po rezygnację z funkcji prowadzącego galę. Takie kroki wyglądają, jak celowe strzelanie w kolano pozłacanej statuetki. Od paru lat gala zamienia się w pozbawiony luzu bal absolwentów. Starzy sprawiają wrażenie, że są tam za karę, a młodsi nie chcą się wyłamać i są aż zbytnio nadęci i sztuczni. Więc po co o tym pisać?

Mimo, że od lat trwa walka z wiatrakami, aby zwiększyć oglądalność oraz popularność gali, to dla największych wytwórni Oscary wciąż są wyznacznikiem pozycji w świecie kina i prześcigają się, kto zdobędzie największą liczbę nominacji. Dlaczego jest to aż tak ważne? Tutaj dochodzimy do clou całego wywodu.

Ilość nominacji przekłada się bezpośrednio na rozpoznawalność dzieła filmowego i zapewnia niezbędną w tym biznesie promocję. Bo mimo, że mało kto śledzi samą galę, to prawie każdy, nawet weekendowy konsument filmów zerknie na nagrodzone tytuły.

Mam wrażenie, że przez wprowadzenie szeroko rozumianej poprawności politycznej, jako jednego z istotniejszych czynników przy przyznawaniu nagród, Oscary straciły swoje znaczenie i przestały stanowić o jakości dzieła filmowego. Zasadne wydaje się pytanie, czy kiedykolwiek było inaczej? Pewnie nie, bo to nie tylko sztuka, ale przede wszystkim biznes. A ten kieruje się własnymi regułami. Ale nie ma to większego znaczenia. Bo nagrody przyznają ludzie. A ile ludzi, tyle gustów. Każdy z nas ma inne doświadczenia i bagaż emocjonalny. I to ma większe znaczenie, przy odbiorze filmu niż kwestie techniczne.

Przyznaję, że osobiście większą wagę przywiązuję do samych nominacji niż do tego, który film akurat został nagrodzony. Dzięki nominacjom często zwracam uwagę na jakiś obraz, który w natłoku filmowych propozycji mógłbym pominąć. Szczególnie pilnie przyglądam się wyróżnionym w kategorii – Najlepszy film nieanglojęzyczny. Bo zdarzają się tam prawdziwe perełki kinematografii.

Według mnie, pandemia paradoksalnie miała pozytywny wpływ na listę nominowanych w tym roku tytułów. Nie mieliśmy zwyczajowych przepychanek wielkich wytwórni, czy w kółko tych samych reżyserów lub aktorów, którzy z roku na rok nominowani są za nazwisko. „Bo tak wypada”. Dzięki temu mamy dużą różnorodność pod kontem gatunku, stylistyki czy podejmowanej tematyki.

Postaram się przez najbliższe tygodnie przybliżyć wam poszczególne produkcje w swoich recenzjach. Co tydzień nowy tytuł. Zapraszam.

Obserwujcie nas na naszym Facebooku i Instagramie. Znajdziecie tam nie tylko najnowsze recenzje, ale również fantastyczne artykuły, felietony, newsy ze świata i analizy tekstów biblijnych.

Mateusz Łękawski
Mateusz Łękawski
Z wykształcenia ekonomista z zamiłowania poeta i krytyk filmowy. Pasjonat rozmów z drugim człowiekiem i X muzy. Autor bloga „Przemyślenia przy twarożku”. Na łamach LUX portalu postara się połączyć wiarę ze światem filmu. Mix nie zawsze oczywisty.

Przeczytaj również

Comments

Social media

Popularne