fbpx

Apokalipsa – księga na nasze czasy?

Apokalipsa kojarzy się nam negatywnie. Od razu mamy w głowie obrazy ognia spadającego z nieba, kataklizmów, trzęsień ziemi, powodzi i innych tego typu wydarzeń. Świadomość faktu, że świat kiedyś się skończy, napawa nas strachem – bo nie wiemy przecież, kiedy się to wydarzy i jak to do końca będzie wyglądało. To, co nieznane zawsze powoduje lęk. W Biblii również mamy Apokalipsę – tytuł taki nosi ostatnia księga Pisma Świętego.

Czy jednak Apokalipsa to księga, której „powinniśmy się bać”?

Okazuje się, że niekoniecznie. Bliższe poznanie Apokalipsy świętego Jana pozwala dostrzec, że to nie jest księga strachu, ale – paradoksalnie – księga nadziei!

Jak nie „odbić się od ściany”

Nie oszukujmy się – Apokalipsa świętego Jana zyskała sobie złą sławę. Nie ma się co dziwić – dzieło literackie, napisane blisko dwa tysiące lat temu, w zupełnie innej kulturze i regionie świata, musi być „inne”. Ogromna ilość symboli, często zazębiających się ze sobą i wzajemnie się wyjaśniających, specyficzny styl pełen tajemniczych postaci i czasem zupełnie niezrozumiałych wypowiedzi bohaterów – to wszystko odrzuca przeciętnego czytelnika. Tymczasem Apokalipsa to – moim zdaniem – najpiękniejsza część Nowego Testamentu i całego Pisma Świętego.

Każda księga biblijna wymaga zdobycia przynajmniej podstawowej wiedzy na jej temat. Tak prozaiczne informacje jak: czas powstania księgi, autor, kontekst kulturowy, historyczny, a czasem nawet gospodarczy, mogą znacznie ułatwić zrozumienie niektórych tekstów biblijnych. Tak jak my współcześnie bez problemu rozumiemy internetowe memy i newsy na paskach w TV, tak ludzie w starożytności mieli swoje własne sposoby przekazywania informacji. Oczywiste jest, że starożytny Grek nie zrozumiałby nic z dzisiejszych form komunikacji, więc i my mamy prawo mieć czasem problem z literaturą starożytną.

Nie inaczej jest w przypadku Apokalipsy. Warto najpierw zauważyć, że bardzo często błędnie rozumiemy słowo „apokalipsa”. Grecki termin apokalypsis oznacza „odsłonięcie”, „objawienie”. Nie jest to więc określenie końca świata czy czasów ostatecznych, jak się do tego przyzwyczailiśmy, ale objawienie Boga dane nam wszystkim.

Dzieło to powstało w bardzo szczególnym kontekście – chrześcijaństwo było wtedy nową, młodą „grupą religijną”, która coraz częściej spotykała się z prześladowaniem i odrzuceniem przez otoczenie. Powtórne przyjście Jezusa „opóźnia się”, więc w środowisku uczniów pierwszych chrześcijan zaczynają rodzić się wątpliwości. Do takiej wspólnoty Jan kieruje swoje dzieło. Jego głównym celem jest pocieszenie i umocnienie odbiorców, pokazanie, że to wszystko, co ich spotyka, jest tylko przejściowe, chwilowe. Z tekstów Apokalipsy płynie przesłanie o nadziei na ostateczne zwycięstwo Boga nad wszelkim złem.

Już za chwileczkę, już za momencik, Sąd Ostateczny zacznie się kręcić…

Skoro Apokalipsa ma być księgą nadziei, to skąd w niej takie budzące lęk opisy? Czytamy o Bestii wychodzącej z morza, smokach, katuszach zadawanych ludziom, trąbach, czaszach i innych tego typu wizjach. To wszystko ma jeden konkretny cel – pokazać, że Bóg jest ponad tym. Owszem, Apokalipsa to w pewnym sensie wizja końca świata, ale jest to tylko wyobrażenie. Autor precyzyjnie skonstruował tekst za pomocą obrazów, symboli i metafor.

Wszystkie katastroficzne wydarzenia, klęski żywiołowe, obrazy wojny i zniszczenia oraz śmierć setek tysięcy ludzi opisane w tej księdze mają posłużyć czytelnikowi jako przykład, obraz prób i trudności, przez jakie człowiek wierzący będzie musiał przejść (a raczej już teraz przechodzi). Te teksty mają zawsze jedną, bardzo czytelną puentę – zwycięzcą jest Bóg i ten, kto jest mu wierny. Dzieło Jana to księga pocieszenia, pokazująca, że ostatecznie nad wszystkim panuje Bóg. Spotyka nas wiele zła, złych wydarzeń, czasem „złych” ludzi, cierpimy, chorujemy, nawet umieramy, ale to jeszcze nie koniec. Nad wszystkim jest Bóg. On ma zawsze ostatnie słowo, On jest początkiem i końcem, od Niego wszystko wzięło swój początek i do Niego wszystko ostatecznie z powrotem trafi.

To kiedy ten koniec świata?

No i dalej nie wiadomo kiedy. Apokalipsa też nam takiej odpowiedzi nie daje, bo nie to jest jej celem. Sam Jezus mówi swoim uczniom, że „o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec” (Mk 13, 24-32). Próżno więc szukać tam dokładnego scenariusza i chronologii wydarzeń. Apokalipsa uczy nas życia w świadomości Bożego panowania nad światem. Kaznodziejski slogan mówi, że „jeśli Bóg będzie na pierwszym miejscu, to wszystko inne będzie na właściwym miejscu”. Jakkolwiek „oklepane” jest to powiedzenie, to wyraża bardzo słuszną myśl. Bóg jest na szczycie hierarchii i im szybciej człowiek się na to zgodzi, tym lepiej przetrwa czas próby. Wytrwałość – to jest klucz na trudne czasy. „Obyś żył w ciekawych czasach” – mawiali Chińczycy. Tyle że zapomnieliśmy, że to nie jest dobre życzenie, ale przekleństwo. My mamy teraz „ciekawe” i „trudne” czasy jednocześnie. Pytanie jaką przyjmiemy postawę – uznamy pierwszeństwo Boga i staniemy po stronie zwycięzców, czy ulegniemy manipulacji szatana i sami siebie skażemy na klęskę?

redakcja: Joanna Ptasiewicz

Robert Żarnowski
Robert Żarnowski
Katecheta w szkole podstawowej, początkujący biblista, doktorant na UPJP2 w Krakowie. Poza Biblią najlepsza jest literatura kryminalna - Holmes, Poirot... Dewiza: "szatan boi się ludzi radosnych" (św. Jan Bosco)

Przeczytaj również

Comments

Social media

Popularne