fbpx

Czy taki Squid Game straszny jak go malują? – analiza fenomenu hitu od Netflixa

Tajemnica fenomenu Squid Game.

Parę tygodni temu na platformie Netflix pojawił się koreański Squid Game i niemal od razu zyskał ogromną popularność na całym świecie. Chyba trzeba mieszkać w piwnicy bez dostępu do mediów, żeby chociaż nie słyszeć o tej produkcji. Internet „wybuchł” od wszelakich analiz, opinii, recenzji oraz – rzecz jasna – memów. A serial z tygodnia na tydzień bije rekordy oglądalności, podbijając kolejne rynki. Sami twórcy nie ukrywają zdziwienia sukcesem, jaki odniosła tytułowa „gra w kalmara”. Ale jaki w takim razie jest powód tak ogromnego zainteresowania?

Część komentatorów twierdzi, że to nieuzasadniona brutalność i epatowanie przemocą przyciąga ludzi do tego serialu. Ale czy rzeczywiście jest on aż tak brutalny? Hwang Dong-hyuk, reżyser oraz pomysłodawca całego projektu przyznał w wywiadach, że zarys historii pojawił się w jego głowie jakieś 10 lat temu. Jednak nie był pewny czy ludzie są gotowi na opowieść, gdzie bogate elity wykorzystują ubóstwo i desperacje uczestników, aby zabawić się ich kosztem i zmusić do gry na śmierć i życie. Wracając jednak do tematu brutalności i nieuzasadnionej przemocy. Zgaduję, że jednak nie to jest głównym powodem ogólnoświatowego zainteresowaniem serialem. Przecież w popkulturze mamy wiele innych przykładów szokujących znacznie bardziej niż omawiany serial. I to nie tylko obecnej. Sam koncept organizowania igrzysk przez bogatych, gdzie rywalizującymi są ci, którym w życiu poszczęściło się trochę mniej również, nie jest czymś nowym. Podobny motyw pojawił się chociażby w „Igrzyskach śmierci”, a ludzkości znany jest już od antycznych starć gladiatorów.

Co więc stoi za tak ogromną popularnością serialu? Powód może okazać się prozaiczny. Serial miał potężny marketing. Zresztą Netflix pokazał już przy okazji kolejnych sezonów „Domu z papieru”, że w temacie promocji są niezwykle mocni i potrafią doskonale wykorzystać różnego rodzaju kanały dotarcia do odbiorców. Kanały typu commentary prześcigały się w tworzeniu analiz i teorii. Youtuberzy chcieli uszczknąć coś z tego tortu dla siebie i wypromować się na fali popularności „gry w kalmara”. Gra z plastrami miodu (jedna z gier występująca w serialu) stała się trendem na Tiktoku. Sytuacja win-win, gdzie każdy korzysta. Internetowi twórcy, bo dzięki serialowi zwiększają swoje zasięgi, a serial, ponieważ coraz więcej osób o nim mówi. „Squidgamowa” kula śniegowa nabierała coraz większego rozpędu ku uciesze wszystkich zainteresowanych. 

Krew na rękach.

Twórcy byli oskarżani o promowanie nieuzasadnionej przemocy, a nawet pojawiły się głosy, żeby zdjąć serial z platformy ze względu na negatywny wpływ na młodzież. Jednak kontrowersje wokół moralności związanej z organizacją oraz uczestniczeniem w grach organizowanych przez „vipów”, szeroko omawiane w Internecie oraz doniesienia o różnorakich próbach przeniesienia gier z serialu do realu (głównie w szkołach), które nierzadko kończyły się okaleczeniami, nie zaszkodziły koreańskiemu hitowi, a wręcz przeciwnie, wzbudziły jeszcze większą ciekawość wśród masowego odbiorcy. Wiele osób chciało wyrobić sobie własne zdanie. Nie ukrywam, że dla mnie również to było największą motywacją. Chciałem się sam przekonać, czy doniesienia o osławionej już brutalności i spaczeniu serialu nie są przesadzone. I przyznam, że jeśli o to chodzi to mocno się rozczarowałem. Squid Game nie odbiega znacząco pod kontem epatowania brutalnością od reszty produkcji dostępnych na platformach streamingowych. Chociaż na pewno nie jest to niedzielne kino familijne. Oczywiście mamy tutaj całkiem sporo krwi. Jednak nie jest to nachalne czy niesmaczne.

Oglądać czy nie oglądać?

Hwang Dong-hyuk ukazuje nam dystopijną wizję koreańskiego społeczeństwa, gdzie wszystko kręci się wokół pieniądza. Jak sam tłumaczy, pomysł na serial (który pierwotnie miał być filmem) pojawił się na skutek jego własnych problemów finansowych, poczucia zagubienia i bezradności, jakich wtedy doświadczał.

Główny bohater Gi-hun Seong (Jung-Jae Lee) nie potrafi przystosować się do otaczającej go rzeczywistości. Ledwo wiąże koniec z końcem, a wszystkie pieniądze, które uda mu się zdobyć, przepuszcza na zakładach konnych. Jego ogromne długi ciągle rosną, a nad tym wszystkim rozciąga się nieuchronne widmo wyjazdu byłej żony wraz z ukochaną córką do Stanów. Nic nie wskazuje na to, żeby sytuacja miała się odmienić. Za sprawą tajemniczego „akwizytora”, Gi-hun dostaje się na wyspę i bierze udział w „grze”. Razem z 455 innymi osobami, które znalazły się w tak samo katastrofalnej sytuacji, staje do walki o kwotę 45,6 miliarda wonów (czyli około 152 milionów polskich złotych), stawiając na szali własne życie.

Czy warto podejmować tak ogromne ryzyko dla takiej kwoty? To była jedna z szeroko dyskutowanych kwestii. Jednak trzeba wziąć pod uwagę skalę desperacji „graczy” i beznadziejność sytuacji w jakiej się znaleźli. Nikt z nich nie znalazł się tam przypadkowo, ale zostali oni skrupulatnie wyselekcjonowani. Zresztą problem zadłużenia w Korei Południowej jest bardzo powszechny. Jest to również kraj z ogromnym poziomem nierówności społecznych.

Mimo tego, że sam pomysł jest dosyć ciekawy, fabuła nie jest specjalnie skomplikowana, a wplecione wątki czy twisty fabularne – dosyć przewidywalne dla wprawionego widza. Jednak nie fabuła czy wspomniana wcześniej parę razy brutalność stanowi o prawdziwej sile Squid Game.

Najciekawsze wydaje się ukazanie nierówności społecznych. Wytłumaczenie zawarte w serialu, dlaczego bogate elity decydują się na organizację „gry”, doskonale oddaje pustkę i zatracenie umiejętności odczuwania emocji osób, które z perspektywy społeczeństwa mają wszystko. Ciekawa jest również analiza ludzkich zachowań w skrajnych sytuacjach. Dostajemy coś na kształt Big Brothera, z tą różnicą, że obserwujemy uczestników w sytuacjach, gdzie waży się ich życie. Reżyser nie skupia się na dogłębnym oddaniu charakteru poszczególnych postaci, ale raczej na interakcjach międzyludzkich i tym jak zachowają się, gdy będą postawieni pod ścianą. Serial w uproszczony nieco sposób ukazuje obraz społeczeństwa postawionego w obliczu ekstremalnych okoliczności. Obserwujemy przemiany bohaterów, którzy za sprawą przeżytych wydarzeń dopuszczają się rzeczy, których w normalnych okolicznościach z pewnością by nie zrobili. Twórcy nie skupiają się jednak tylko na upadku ludzkiej moralności. Dostajemy również przykłady poświęcenia i altruizmu (jak chociażby w odcinku szóstym). Wydźwięk całego serialu również możemy odczytywać jako tryumf dobra i wrażliwości na drugiego człowieka nad wszędobylską znieczulicą (zakład pod koniec serialu).

Nie wiem czy Squid Game zasługuje na popularność, jaką zyskał na całym świecie. Jednak z pewnością jest ciekawym ukazaniem kapitalistycznego społeczeństwa i wyścigu, gdzie często nie wahamy się skrzywdzić drugiego człowieka dla własnych korzyści. Dodatkowo jest stworzony z dużym rozmachem. Na szczególne uznanie zasługuje fakt, że większość scenografii została rzeczywiście zbudowana, a nie stworzona komputerowo (co obecnie nie jest takie oczywiste). Dlatego jeśli jeszcze nie widzieliście i nie jesteście specjalnie wrażliwi to zachęcam do wyrobienia sobie własnej opinii na temat tego serialu.

Mateusz Łękawski
Mateusz Łękawski
Z wykształcenia ekonomista z zamiłowania poeta i krytyk filmowy. Pasjonat rozmów z drugim człowiekiem i X muzy. Autor bloga „Przemyślenia przy twarożku”. Na łamach LUX portalu postara się połączyć wiarę ze światem filmu. Mix nie zawsze oczywisty.

Przeczytaj również

Comments

Social media

Popularne