fbpx

Słowa to nie wszystko – recenzja filmu C’mon c’mon

Dzieło Millsa, bardziej niż film przypomina szkic ołówkiem. Reżyser zgrabnie balansuje między czernią i bielą. I nie, nie mówię tu tylko o warstwie wizualnej. Chociaż czarno-białe panoramy Los Angeles, czy tętniące życiem i etniczną różnorodnością ulice Nowego Orleanu, przemawiają do wyobraźni jeszcze wyraźniej właśnie poprzez taki wybór artystyczny.

Fabularnie również wszystko skonstruowane jest z dużą skrupulatnością i delikatnością. Mamy wrażenie, że jeśli zbyt gwałtownie się poruszymy wszystko uleci. Że spłoszymy formułowane na ekranie myśli. Chcemy razem z głównym bohaterem zatrzymać się i słuchać. Słuchać tych, których słuchać nikt nie chce. Więc po co to robić? Bo oni mają do powiedzenia więcej. Bo zamiast rozpraszać się gadaniem mają więcej czasu na obserwacje. Johnny (Joaquin Phoenix) z dwójką innych dziennikarzy, w celu stworzenia audycji radiowej, przemierza Stany Zjednoczone i rozmawia z dzieciakami z przedmieść Detroit, Nowego Yorku, czy Los Angeles. Rejestracja dźwięku i słuchanie to jego pasja oraz sposób na życie. Jest naprawdę dobry w tym co robi. Potrafi zadawać odpowiednie pytania i słuchać. Ale co jeszcze ważniejsze – słucha między wierszami.

Ale jak wyjdzie z najważniejszej rozmowy, która dopiero przed nim?

Siostra Johnnego Viviane (Gaby Hoffmann), z którą mężczyzna od roku nie utrzymuje bliższego kontaktu prosi go o opiekę nad ośmioletnim synem Jessem (Woody Norman). Mężczyzna próbuje dotrzeć do bratanka, przecież ma doświadczenie w rozmowach z młodzieżą. Jednak nie jest łatwo. Chłopak od początku testuje cierpliwość wujka i przesuwa granice. Wiele nie wynika z jego złych intencji. Jest tylko dzieciakiem. Dużo dojrzalszym niż wskazywałby na to jego wiek, ale nadal dzieckiem. Ma bardzo bogatą wyobraźnię oraz problemy z tożsamością i wyrażaniem emocji. Jednym z jego dziwactw jest zamiłowanie do odgrywania roli sieroty, z którą całkowicie się utożsamia. Chłopak jest niezwykle żywy, na granicy ADHD, co doprowadza Johhnego na skraj załamania. W filmie jest kilka rewelacyjnych scen (na przykład ta z autobusem czy w sklepie), w których Johnny traci nad sobą panowanie. Jednak kiedy emocje opadną, ma wyrzuty sumienia, że dał się sprowokować ośmiolatkowi. Obserwujemy tą obezwładniającą bezsilność, która często towarzyszy rodzicom „żywych” dzieci.

Po charyzmatycznej, graniczącej z szaleństwem roli Jokera wiele osób uważało, że Phoenixowi ciężko będzie stworzyć równie magnetyczną rolę. I rzeczywiście jest to całkowicie inna kreacja, jednak równie, a może nawet bardziej pociągająca. Joaquin jest aktorem o niespotykanej wrażliwości artystycznej. Największe popisy swojego talentu pokazuje w momentach, gdzie nie mówi nic. Kiedy widzimy go w scenie, w której rozmawia z Viviene zaraz po sytuacji w sklepie, możemy zobaczyć całe spektrum emocji. Od wstrętu do samego siebie, poprzez lęk tym, w jaki sposób zareagował, aż po bezradność. Kilkukrotnie podkreśliłem w tej recenzji słowo bezradność, ponieważ uważam, że właśnie to uczucie w duecie z dużą wrażliwością na drugiego człowieka najpełniej oddają piękno tego filmu. Chemia między ekranowym wujkiem i bratankiem jest poruszająca. Ciężko uwierzyć, że w rzeczywistości nie łączą ich więzy rodzinne. Zresztą Woody Norman (Jesse) wypada przed kamerą bardzo autentycznie. Najlepiej niech świadczy o tym moja niechęć i frustracja spowodowana zachowaniem granej przez niego postaci. Dawno żadna rola nie wywołała we mnie tyle emocji. Reszta castingu fenomenalnie dopełnia czarno-białej mozaiki Millsa, gdzie słowo i obraz idą w parze.

W ostatnim czasie powstało kilka wyśmienitych filmów o dojrzewaniu, ale to co zobaczyłem w przypadku C’mon c’mon to coś czego w kinie jeszcze nie widziałem. Otrzymujemy opowieść nie tylko o dorastaniu w aurze choroby psychicznej. Ten wątek jest tutaj wyraźnie obecny za sprawą ojca chłopaka oraz matki Johnnego cierpiącej na demencję. Ale również o dorastaniu jako takim. A może bardziej o trudach wychowania dziecka i rozmawianiu z nim o tym co się dzieje wokół. Przeważnie w filmach rozmowy z dziećmi na trudne tematy traktowane są jako wątki poboczne. Czasem dostajemy pojedyncze sceny, w których trzeba wytłumaczyć dziecku temat śmierci bliskiej osoby, czy takie tam „sprawy dorosłych”. Jednak one też widzą co się dzieje i też przeżywają problemy rodziców. A izolowanie ich od trudności, wbrew pozorom nie uchroni ich przed nimi, tylko wzmocni uczucie dezorientacji i bezradności. W filmie Mills nie ucieka od trudnych rozmów. Jednak nie przebiegają one według klucza, w starannie przygotowanych w scenopisie scenach dialogowych. Tak jak wspomniałem już wcześniej często wypowiadane są niejako między wierszami. W zdaniach, które czasami nie maja sensu, w pytaniach bez odpowiedzi, w odwróconym wzroku, ucieczce do autobusu, czy zamknięciu się w restauracyjnym kiblu.

Mimo tego, że w filmie pada wiele słów, to opowieść nie o tym co one znaczą, lecz o tym co kryje się za nimi. Bo to co wypowiadamy na zewnątrz to tylko słowa. A one często są nieporadne lub źle dobrane. Ile razy kryliśmy swoje prawdziwe emocje za wyuczonym uśmiechem? A na pytanie „jak się masz” kłamaliśmy że „dobrze”. Mills jednak nie odpuszcza i drąży temat. Nawet jeśli odpowiedź może zaboleć. Reżyser nie ucieka od bólu, ale nie epatuje nim. Dotyka życia. Może nam się wydawać, że temat choroby psychicznej, nieprzepracowanej żałoby po śmierci mamy czy samotnego wychowywania syna to zbyt wiele na jedną rodzinę. Że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach. Ale nie jest to tylko zabieg dodający dramaturgii. Mamy wrażenie obcowania przez niespełna dwie godziny z prawdziwymi ludźmi i ich realnymi problemami. Bo często te uśmiechnięte osoby, które spotykamy codziennie, przeżywają swoje osobiste tragedie za zamkniętymi drzwiami. A Mills je otwiera, jednak nie wyważa ich z hukiem. Zostawia je uchylone i pozwala nam podjąć decyzję czy przekroczymy próg. Czy usiądziemy na brzegu łóżka i zechcemy słuchać?

Mateusz Łękawski
Mateusz Łękawski
Z wykształcenia ekonomista z zamiłowania poeta i krytyk filmowy. Pasjonat rozmów z drugim człowiekiem i X muzy. Autor bloga „Przemyślenia przy twarożku”. Na łamach LUX portalu postara się połączyć wiarę ze światem filmu. Mix nie zawsze oczywisty.

Przeczytaj również

Comments

Social media

Popularne